Prokuratura zajmie się zawiadomieniami NIK o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera oraz jego ministrów w związku z przygotowaniem wiosną ubiegłego roku wyborów korespondencyjnych – zapowiedział na konferencji prasowej prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Wszyscy zdziwieni? Przecież prokuratura mogła się tym doniesieniem nie zająć. Mogło gdzieś zaginąć albo wpaść za szafę. Mogła też po prostu odmówić wszczęcia postępowania. W końcu to jedynie doniesienie Najwyższej Izby Kontroli, a dotyczy zaledwie premiera i ministrów. Nic takiego, nie ma się czym ekscytować.
Czytaj też: Miliony za wybory, których nie było
Tako rzecze Zbigniew Ziobro
Jednak prokurator generalny, być może z uprzejmości, zdecydował, że prokuratura się zajmie. Chociaż nie wiadomo, po co. Bo z kolejnego zdania można wnioskować, że i tak nic z tego nie będzie. „Prokuratura musi brać pod uwagę twarde fakty. A fakty są takie, że najwyższy rangą akt prawny w Polsce, którym jest konstytucja, stanowi, że wybory prezydenckie muszą się odbywać co pięć lat. Jeśli nie doszłyby one do skutku, w okresie po upłynięciu pięciu lat od rozpoczęcia kadencji prezydenta, to oznaczałoby, że państwo przestaje funkcjonować” – stwierdził minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
Zapewne prokuratura zrobi więc to, co już raz zrobiła z zawiadomieniem grupy posłów opozycji w tej sprawie. „Już wcześniej prowadziła postępowanie w związku z zawiadomieniem w sprawie procesu wyborczego, który nie doszedł do skutku, i odmówiła prowadzenia postępowania” – przypomniał