Zbigniew Lichocki, radca prawny, stał się Zbigniewem L. 25 marca 2019 r. tuż po godz. 6 rano. Do jego domu na warszawskiej Białołęce weszli wtedy policjanci z wydziału do walki z przestępczością gospodarczej komendy stołecznej.
Czytaj też: Kij na prokuratorów
Śródtytuły jak wyrok
Funkcjonariusze pokazali postanowienie o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu wystawione przez prokuratora Krzysztofa Kalinowskiego z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Potem było przeszukanie, kajdanki i po niespełna trzech godzinach Lichocki został przewieziony do komendy stołecznej. – Żadne czynności procesowe nie były tam ze mną wykonywane. Podpisałem tylko protokół zatrzymania, którego nie zdążyłem podpisać w domu. Mimo mojego sprzeciwu policjanci zrobili za to zdjęcia, na których widać mnie zakutego w kajdanki – wspomina Lichocki.
Jeszcze tego samego dnia zdjęcia zostały opublikowane na stronie Prokuratury Krajowej. Ilustrowały tekst, którego tytuł nie pozostawiał wątpliwości: „Zarzuty dla kuratora Zbigniewa L. w związku z reprywatyzacją kamienicy przy ul. Łochowskiej 38 w Warszawie”. A gdyby nawet ktoś je miał, rzut oka na wytłuszczone śródtytuły je rozwiewał. „Nieuczciwy kurator”, „próba zbycia nieruchomości po zaniżonej cenie”, „fałszywe zeznania przed komisją” – wszystko składało się w całość brzmiącą jak wyrok.
Tej samej treści komunikat – z tymi samym tytułem i śródtytułami, tylko bez zdjęć – pojawił się na stronach praskiej prokuratury.