Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

W Platformie gorąca walka o Dolny Śląsk. W grze dwa nazwiska

Michał Jaros Michał Jaros Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Tylko jeden region może przysporzyć emocji. Dolny Śląsk. Województwo Grzegorza Schetyny, po cichu wtrącającego się w sprawy partii prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka, Tomasza Siemoniaka i Bogdana Zdrojewskiego.
Roman SzełemejFacebook Roman Szełemej

Trwa głosowanie w strukturach PO – działacze wybiorą dziś szefów struktur regionalnych i powiatowych oraz przewodniczącego. Wydawałoby się, że wielkich emocji nie będzie – niemal wszystko jest już przesądzone. Kandydat na szefa jest jeden, bo nikt nie zdecydował się stanąć w szranki z Donaldem Tuskiem. Emocjonujące dawniej wybory regionalnych baronów też nie przyniosą wielkich niespodzianek. Rywalizacja toczy się tylko w sześciu województwach: dolnośląskim, śląskim, lubelskim, warmińsko-mazurskim, podkarpackim i pomorskim. W pozostałych kandydat na stanowisko jest jeden, co oznacza, że największe nerwy dotyczyć będą frekwencji, bo nie wiadomo, jak wielu członków partii zechce wziąć udział w głosowaniu na pewniaków.

I tylko jeden region, dobrze znany wszystkim obserwatorom polityki, może wszystkim przysporzyć emocji. Dolny Śląsk. Województwo Grzegorza Schetyny, który od lat zabiega tam o wpływy, a niedawno toczył ostrą walkę o przywództwo ze wspieranym przez Tuska Jackiem Protasiewiczem. Region silnego, a zarazem niezależnego, choć po cichu wtrącającego się w sprawy partii prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. Region Tomasza Siemoniaka i Bogdana Zdrojewskiego.

Popierają Schetyna, Tusk i Trzaskowski

Na szefa tamtejszych struktur kandydują politycy z mniej znanymi nazwiskami. Pierwszy z nich to prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej, lekarz kardiolog, który rządzi miastem od 2011 r. (jego poprzednik został oskarżony o kupowanie głosów). Szełemej jest u siebie bardzo popularny – w ostatnich wyborach uzyskał poparcie na poziomie 84 proc. Nigdy jednak nie wykazywał aspiracji do zajmowania się partyjną polityką – wręcz przeciwnie. Powtarzał raczej, że przede wszystkim jest lekarzem, a dopiero później prezydentem.

W partii wszyscy go lubią. Pewnie m.in. dlatego, że nie aspirował nigdy do budowania własnej frakcji, a od sporów trzymał się z dala. Kojarzony jest z Siemoniakiem, który ma podobne usposobienie. Ostatnio decyzją marszałka województwa Szełemej został zwolniony ze szpitala, w którym był ordynatorem kardiologii. Przyniosło mu to spory rozgłos, bo samorządowcy z całego województwa zorganizowali akcję #MuremzaRomanem, by go wspierać.

Jego decyzja o starcie w wyborach była dla działaczy zaskoczeniem. Nie jest jasne, kto namówił go do startu. Jako swojego kandydata przedstawia go nieoficjalnie Grzegorz Schetyna – ponoć wiedział, że sam nie będzie kandydatem mile widzianym przez Tuska, więc zaczął promować Szełemeja. Kandydaturę wsparł oficjalnie obecny przewodniczący PO, który w niedawnym wywiadzie dla wrocławskiej „Gazety Wyborczej” powiedział, że gdyby mieszkał na Dolnym Śląsku, zagłosowałby na Szełemeja. Jakby tego było mało, ku zaskoczeniu lokalnych działaczy dodatkowym wsparciem obdarował Szełemeja Rafał Trzaskowski, który zachęcając do głosowania na niego, podkreślał, jak świetnym jest prezydentem. Ponadto na finiszu kampanii wsparł go prezydent Sutryk.

Czytaj też: Niesnaski w antyPiSie

Jaros: To ja wygram te wybory

Czy po powrocie Tuska, w czasie konsolidacji partii, można sobie wyobrazić, że regionalne wybory wygra kto inny niż kandydat posiadający silne wsparcie szefa PO, a do tego Trzaskowskiego i Schetyny? Tego zdania jest Michał Jaros, 40-letni poseł z Wrocławia, sekretarz dolnośląskich struktur partii.

Wygram te wybory. Znam w regionie niemal wszystkich członków PO, wielu z nich sam przyjmowałem do partii. A teraz, wybaczy pani, nie mogę rozmawiać, bo muszę obdzwaniać działaczy – mówił Jaros w krótkiej rozmowie z „Polityką” na kilka dni przed głosowaniem.

Jaros jest silny we Wrocławiu, kieruje największym kołem w mieście. Poza tym umie robić kampanie. W 2013 r., gdy o szefostwo w dolnośląskiej Platformie walczyli Schetyna z Protasiewiczem, był najważniejszym współpracownikiem tego drugiego, odpowiedzialnym za liczenie szabel (wówczas głosowali delegaci, a nie – jak teraz – wszyscy członkowie). Później uczestniczył we wszystkich kampaniach partii, werbował ludzi do PO, odbudowywał struktury przetrzebione po wewnętrznych walkach o władzę.

Choć nie zawsze był wierny swojej partii. W 2016 r. opuścił Platformę i przeszedł do Nowoczesnej, zabierając ze sobą część wrocławskich działaczy. Wrócił dwa lata później. Częściowo zapewne w podzięce za możliwość powrotu został człowiekiem Schetyny, wiernie wspierającym go w różnych politycznych potyczkach. Dzięki intensywnej pracy w kampaniach jest w regionie doceniany.

Czytaj też: Z czym musi się zmierzyć Donald Tusk

Rozstrzygnie Wrocław. I Tusk?

W walce o fotel szefa struktur Jaros ma dość nieoczywistych popleczników – wspierać go mają współpracownicy sekretarza generalnego PO Marcina Kierwińskiego: Monika Wielichowska i Robert Kropiwnicki (w województwie tym tłumaczona jest niechęć Trzaskowskiego do Jarosa i wsparcie dla Szełemeja – Trzaskowski nie ma łatwych relacji z Kierwińskim). Z popularnych polityków Jarosa wsparł jeszcze Bogdan Zdrojewski, wieloletni prezydent Wrocławia, zdobywający w mieście rekordowe poparcie w kolejnych wyborach. A także blisko współpracująca z Sutrykiem wiceprezydent miasta Renata Granowska. Ostatecznie o zwycięstwie zdecydują zapewne właśnie głosy z Wrocławia – jeśli w mieście będzie remis, wygra Szełemej. Jeśli Jaros w stolicy regionu zdobędzie sporą przewagę – ma szansę na zwycięstwo.

Tusk jeszcze niedawno sugerował, że w regionalne wybory władz PO mieszał się nie będzie. Mało kto wierzył, że kompletnie się zdystansuje, ale tak jednoznaczne wsparcie, jakiego udzielił Szełemejowi, było jednak zaskakujące. Czemu tak bardzo nie chce Jarosa, który kiedyś – w 2013 r. – pomógł mu przejąć od Schetyny kontrolę nad regionem i wydaje się jak mało kto zaangażowany w lokalne sprawy partii?

Naszym zdaniem kierownictwo PO chce wygranej Szełemeja, bo wtedy łatwiej będzie sterować regionem z Warszawy – ocenia w rozmowie z nami działacz z wrocławskich struktur. – Jaros jest raczej niesterowalny.

A jeśli Jaros wygra? – Jeśli się będzie za bardzo stawiał, przewodniczący zawsze może wprowadzić do regionu komisarza. Z drugiej strony może jednak Tusk powinien docenić walkę Jarosa, prowadzoną koniec końców w lubianym przez szefa PO stylu – sam zawsze mówił, że aby mieć władzę, trzeba o nią zawalczyć.

Czytaj też: Czy Tusk poskleja opozycję?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną