Jarosław Kaczyński przez niemal 40 minut gawędził w Polskim Radiu o aktualnej sytuacji kraju. „Gawędził”, bo analiza wywodów, było nie było, wicepremiera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa oraz, było nie było, prezesa rządzącej partii i de facto osoby nr 1 w kraju jako żywo nie pozwala na użycie poważniejszego terminu.
Kaczyński. Trochę Gomułki, trochę Gierka
Oto na pierwszym miejscu wśród największych zagrożeń, które czyhają na Polskę i Polaków pod koniec 2021 r., Jarosław Kaczyński wymienia „działanie wewnątrz Polski dużej wpływowej grupy, która ma za nic polskie interesy”. Oczywiście swoim zwyczajem sprytnie nie precyzuje, na czym miałoby to polegać. Sugestia zdrady, działalności na rzecz wrażych wywiadów itp. jest jednak jasna i pozostaje ze słuchaczami – i o to chodzi. Skądinąd frazeologia najważniejszego prezesa Polski kolejny raz przypomina Władysława Gomułkę. Pewnie nie przez przypadek.
Czytaj też: Kryzys na granicy. Duda i Kaczyński, czyli fochy i brak wizji
Za niebezpieczeństwo nr 2 Kaczyński uznaje inflację. W sumie słusznie, gdyby tylko jego własny rząd oraz Adam Glapiński, stary druh, a dziś prezes banku centralnego, odpowiedzialnego przecież także za hamowanie inflacji, od dawna coś w tej materii robili. Tymczasem ekipa władzy w imię propagandy sukcesu problem lekceważyła. Tu z kolei przypomina się frazeologia Edwarda Gierka, kolejnego I sekretarza czasów PRL.