Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Trybunał Przyłębskiej, PiS i metoda na Łukaszenkę

Prezes Julia Przyłębska Prezes Julia Przyłębska TVN24
Polska nie jest związana wyrokami Trybunału Praw Człowieka w sprawach o naruszenie prawa do sądu, jeśli dotyczą Trybunału Konstytucyjnego lub sposobu wyboru sędziów. Tak orzekł Trybunał Julii Przyłębskiej w sprawie wniosku prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. W przeddzień 30. rocznicy przystąpienia Polski do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Trybunał Julii Przyłębskiej orzekł dziś, że Trybunał Konstytucyjny nie jest sądem, a więc nie stosują się do niego standardy prawa do rzetelnego sądu z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Stwierdził też, że Trybunał Praw Człowieka nie ma prawa badać, czy sędziowie TK zostali prawidłowo powołani. Dodano przy tym, że nikt tego badać nie może. A więc (to już komentarz) hulaj dusza: jeśli PiS straci władzę, można byłoby – jak zrobił to PiS – unieważnić wybór obecnych sędziów TK uchwałą Sejmu, powołać nowych, a malkontentów zgasić wyrokiem Trybunału Przyłębskiej: „prawnie czy bezprawnie powołani, nikt tego zakwestionować nie może”.

Rozumowanie zaprezentowane w dzisiejszym wyroku można streścić tak: trybunały interpretują traktaty i fakt, że je interpretują, jest równoznaczny z tym, że tworzą nowe normy, których w traktatach nie było, gdy Polska do nich przystępowała. Zatem Polska nie uznaje ich wyroków jako wydanych ultra vires, czyli poza kompetencją. Z tym że (tu znowu komentarz) Europejska Konwencja Praw Człowieka stanowi o wyłącznym prawie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) do interpretacji konwencji i obowiązku państw sygnatariuszy do wykonywania tych wyroków.

To już trzeci w tym roku wyrok Trybunału Przyłębskiej, w którym uwalnia on władze od obowiązku wykonywania wyroków międzynarodowych trybunałów. Dwa poprzednie dotyczyły orzeczeń TSUE w sprawie postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. Dzisiejsze orzeczenie dotyczy samego Trybunału Przyłębskiej, a konkretnie trzech dublerów. Odnosi się bowiem do majowego wyroku ETPCz w sprawie Xeroflor, w którym strasburski trybunał uznał, że dublerzy zostali wybrani w sprzecznej z polskim prawem procedurze, a więc wyrok z ich udziałem nie jest wyrokiem, a sąd nie jest sądem w rozumieniu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Czytaj też: Konfrontacyjny wyrok TK. PiS idzie na wojnę z UE

Sztuczka Zbigniewa Ziobry

Wyrok zakwestionował Zbigniew Ziobro, twierdząc, że polski TK nie jest „sądem”, bo nie rozstrzyga w jednostkowych sprawach o prawach i wolnościach jednostki. Jego zdaniem takimi sprawami nie są skargi konstytucyjne, w wyniku których można doprowadzić do wznowienia procesu przed sądem powszechnym.

Wyjmując Trybunał Konstytucyjny spod pojęcia „sądu”, Trybunał Przyłębskiej sam siebie deprecjonuje. Oznacza to bowiem – na co zwracali uwagę przedstawiciele RPO Maciej Taborowski, Mirosław Wróblewski i Paweł Filipek – że nie obowiązują go wymogi bezstronnego, sprawiedliwego sądu, gdy bada skargi konstytucyjne, czyli tzw. ludzkie sprawy. Obywatele dostają sygnał, że nie mają prawa oczekiwać bezstronności.

Paweł Filipek zauważył, że w 2002 r. TK uznał się za „sąd” w rozumieniu konstytucji, ale także Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wyrok wydał w pełnym składzie, a odstąpić od tej interpretacji może tylko w pełnym składzie, tymczasem dzisiejszą sprawę sądził skład pięcioosobowy (zapewne by uniknąć udziału dublerów).

Przedstawiciele RPO kwestionowali prawo TK do oceny wyroków międzynarodowych trybunałów – takiego uprawnienia nie ma ani w konstytucji, ani w ustawie. Pokazywali słabości sztuczki, jakiej we wniosku do TK użył Zbigniew Ziobro: to w istocie kontrola konstytucyjności normy, jaką jest prawo do sądu zawarte w konwencji (art. 6) w utrwalonym orzecznictwie Trybunału Praw Człowieka, gdy w istocie chodzi o jedno orzeczenie. W dodatku orzeczenie, którego istnienie zakwestionował sam TK, odrzucając wnioski RPO o wyłączenie dublerów. Stwierdził, że orzeczenie w sprawie Xseroflor jest non existance. „Jak można teraz oceniać orzeczenie nieistniejące?” – pytał więc Filipek. Ocenił, że wniosek Ziobry jest niespójny, pełen sprzeczności i gołosłownych stwierdzeń. Z kolei Mirosław Wróblewski zauważył, że w polskiej konstytucji, w przeciwieństwie do konstytucji Federacji Rosyjskiej, nie zapisano prawa TK do orzekania w sprawie wyroków międzynarodowych trybunałów. Taki zapis wprowadzono tam w latach 90., gdy Trybunał Praw Człowieka orzekł w sprawie Jukos na rzecz dysydenta Michaiła Chodorkowskiego.

Zastępca RPO Maciej Taborowski przypomniał, że prawo do sądu to kluczowy artykuł Konwencji Praw Człowieka. I najważniejsza gwarancja ochrony praw i wolności jednostki przed arbitralnością władzy.

Natomiast z końcowej przemowy występującego w imieniu Sejmu Arkadiusza Mularczyka wynikało, że międzynarodowe trybunały są wobec Polski agresorem: „To atak Trybunału Praw Człowieka na Polskę w celu sparaliżowania i spętania wyrokami wszystkich organów państwa. Polityczni sędziowie będą przełamywali nimi wolę suwerena. Wyroki mają pokazywać Polskę jako kraj niepraworządny, co ma pozbawiać Polskę środków. Tę grę chyba wszyscy widzą. Ten wyrok [TK] będzie ważny z punktu widzenia stworzenia tarczy konstytucyjnej”.

Czytaj też: Kaczyński o likwidacji Izby Dyscyplinarnej. To gra na czas?

Czego dowodził sędzia Sych

Wyrok zapadł po 45-minutowej przerwie. Właściwie nie zawierał prawnego uzasadnienia. Sędzia sprawozdawca Wojciech Sych powiedział, że skoro art. 32 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mówi, że wyroki ETPCZ obowiązują wszystkich członków konwencji, to znaczy, że oceniając te wyroki, Trybunał Konstytucyjny ocenia ustaloną praktykę orzeczniczą, a do tego ma prawo. Nie wyjaśnił, dlaczego w takim razie polski TK, uznając wyłączne prawo ETPCz do wykładni Konwencji Praw Człowieka, jednocześnie tej wykładni nie uznaje.

Powiedział, że przystępując do konwencji, Polska nie wiedziała, że ETPCz uzna w przyszłości, że Trybunał Konstytucyjny jest sądem. Nie wyjaśnił, co to ma do rzeczy, skoro przystępując do konwencji, Polska poddała się jurysdykcji ETPCz.

Stwierdził, że w polskim prawie nie ma organu ani procedury określającej legalność wyboru sędziów TK, ale nie wyjaśnił, co to ma do rzeczy przy ocenie wyroku ETPCz, skoro ten trybunał orzekł, że taka procedura jest w Konwencji Praw Człowieka.

Stwierdził, że niezawisłość sędziowska nie zależy od sposobu powoływania sędziów, tylko od cech ich charakteru. Możliwe, tylko ETPCz nie wypowiedział się o polskich przepisach dotyczących wyboru sędziów do TK, tylko o tym, że zostały złamane. Sędzia Sych dodał, że polscy sędziowie mają mocną gwarancję niezależności w postaci nieusuwalności. Ale skoro tak, to jak to się stało, że zdominowany przez PiS Sejm w 2015 r. usunął z TK trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm?

Wcześniej podczas rozprawy padł jeszcze taki argument, że według polskiej konstytucji jedynie Sejm wybiera sędziów TK, więc żaden inny organ nie może w ten proces ingerować. Skoro tak, to jakim prawem zaingerował prezydent Andrzej Duda, udaremniając – nieodebraniem przyrzeczenia – podjęcie przez trzech sędziów obowiązków w Trybunale?

Na koniec sędzia Sych pouczył, że obywatele mogą się dalej skarżyć do ETPCz, bo wyrok jest „zakresowy” i TK nie uznał sprzeczności z konstytucją całego art. 6 Konwencji o Prawach Człowieka. Ludzki pan. Ale art. 6 w konwencji pozostanie, czegokolwiek Trybunał Przyłębskiej by nie orzekł. A polscy obywatele skarżą się tam na podstawie konwencji, a nie polskiej konstytucji.

Czytaj też: Rząd odmawia Unii i stawia na konfrontację

PiS zaostrza spór

Dzisiejszym wyrokiem władza potwierdza, że nie zamierza wykonywać swoich obowiązków traktatowych tam, gdzie jej to nie odpowiada. Nie uznaje prawa trybunałów stojących na straży konwencji do osądzania, czy Polska tych konwencji przestrzega.

Wyrok spodziewany, choć można się dziwić, że władza, która ciągle jeszcze zabiega o akceptację Krajowego Planu Odbudowy, a więc o unijne pieniądze – na początek bezzwrotne 5 mld euro w gotówce – zdecydowała się tak gwałtownie zaostrzyć spór. Ale jedną z taktyk tej ekipy jest właśnie eskalacja konfliktu, bo wtedy jest większa szansa, że druga strona zadowoli się byle ustępstwem, spuszczając z oczekiwań. Tę technikę dość skutecznie stosuje właśnie dyktator Białorusi Aleksandr Łukaszenka.

Czytaj też: Miliardy euro dla Polski. Von der Leyen stawia trzy warunki

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną