Apple złożył pozew w związku z włamaniami do produkowanych przez koncern urządzeń mobilnych z użyciem złośliwego oprogramowania autorstwa NSO. 25 listopada, czyli dwa dni po tym, gdy firma dała znać o pozwie, pojawiła się informacja o ograniczeniach nałożonych przez rząd Izraela na sprzedaż cyberbroni do krajów uznanych za reżimy autokratyczne. Jest bardzo prawdopodobne, że władze Izreala zrobiły to pod naciskiem swoich zachodnich sojuszników, których liderzy polityczni i biznesowi – m.in. prezydent Francji i nr 2 na liście najbogatszych ludzi świata Amerykanin Jeff Bezos – byli inwigilowani z użyciem systemu szpiegującego Pegasus.
Pegasus do zwalczania opozycji
Technologiczna spółka nie sprzeda już więc polskim służbom kolejnych dostępów do swojego flagowego produktu, stosowanego m.in. do śledzenia i skrytego pobierania danych z urządzeń mobilnych. Pomijając fakt, że Polska, m.in. obok Węgier, została zdegradowana do kategorii krajów niedemokratycznych, decyzja jest jak najbardziej słuszna, choć oczywiście spóźniona. Izrael już dawno powinien zdać sobie sprawę, do czego w Polsce służy Pegasus – system zamiast w przestępców został wycelowany w oponentów obozu rządzącego. Świadczą o tym przypadki związanych z Platformą Obywatelską polityków, czyli Sławomira Nowaka i Krzysztofa Brejzy, któremu nie dość, że włamano się do telefonu, to jeszcze zmanipulowano jego SMS-y i przekazano do wykorzystania prorządowym mediom.
Ostatni przypadek prokurator Ewy Wrzosek, która niedawno dostała oficjalne ostrzeżenie z Apple, że jej iPhone stał się celem ataku ze strony wspieranych przez państwo cybernapastników, równie dobitnie świadczy o tym, że złośliwe oprogramowanie szpiegowskie było w użyciu. Niepokorna prokurator, która zaszła za skórę Ziobrze i jego ludziom, chcąc badać „wybory kopertowe”, jest sama w sobie dowodem na to, że nikomu innemu spoza tego grona nie mogło zależeć na inwigilowaniu prawniczki.
Nie wiadomo jednak, kiedy użyto przeciwko niej Pegasusa. Prawdopodobnie stało się to wtedy, gdy przeciwko Wrzosek wszczęto kilka miesięcy temu postępowanie prokuratorskie pod kątem rzekomego przekroczenia przez nią uprawnień. Wiadomo, że dla „siłowików” z PiS to wygodny pretekst do włączania inwigilacji. Tak było zarówno w przypadku Nowaka, jak i Brejzy.
Czytaj też: Dorwać Brejzów
Skąd wziąć cyberbroń
Jednak na radość z końca działalności Pegasusa w Polsce jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Od kilku miesięcy docierały informacje, że polskie służby nadzorowane przez wiceprezesa PiS Mariusza Kamińskiego pozbyły się Pegasusa. I trudno się dziwić – użytkowanie go przez rządowe agencje dawno wyszło na jaw, a zła sława, która coraz mocniej mu towarzyszyła, sprawiła, że stał się „toksyczny”. Ściśle strzeżona tajemnica stała się tajemnicą poliszynela.
Nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby sam producent, czyli NSO, ostrzegał z wyprzedzeniem swoich kontrahentów o przygotowywaniu „czarnej listy” i podsuwał inne rozwiązania.
Można też bez większego ryzyka przyjąć, że pozbawione Pegasusa służby same poszukały nowych dostawców – prywatnych lub państwowych. Wiadomo, że oprócz Izraela podobne narzędzia stworzyli Amerykanie, Rosjanie oraz Chińczycy. W przypadku Polski dwa pierwsze kraje odpadają jako ewentualni dostawcy – Amerykanie nie odstąpiliby tak niebezpiecznego narzędzia, wiedząc, że zostanie użyte przeciwko opozycji, zaś Rosjanie, choć nie mieliby tego typu zahamowań, raczej baliby się przekazać cyberbroń krajowi należącemu do NATO.
Czytaj też: Sprawa Sławomira Nowaka powinna niepokoić wszystkich
Chińczykom w to graj
Pozostają Chińczycy, już zresztą oskarżani o nielegalne zbieranie danych z użyciem produkowanych w ChRL smartfonów. Oni z pewnością nie mieliby żadnych oporów. Wsparcie rozmaitych reżimów to dla nich „czyste złoto”, bo wszystkie są antyzachodnie albo antyamerykańskie, albo takie i takie. A coraz mocniej rywalizującym z USA Chińczykom w to graj.
Reszta jest w sumie dziecinnie prosta – wystarczy posiadać firmę technologiczną np. w Szanghaju, która sprzedałaby szpiegowskie oprogramowanie podobnej firmie w Polsce, tyle że powiązanej z polskimi służbami. Odkrycie takiej transakcji byłoby jeszcze trudniejsze niż w przypadku Pegasusa. Po spacyfikowaniu Hongkongu w Chinach nie ma dziennikarzy, którzy mogliby taką operację odkryć, a i w Polsce coraz ich mniej.