Neosędzia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego prof. Jan Majchrowski rzuca sądzenie. A przynajmniej tak zapowiada w oświadczeniu. To ma być jego „forma protestu przeciwko naruszaniu w samym Sądzie Najwyższym obowiązującego polskiego prawa”.
Czytaj też: Prowokacja? Wyciekł projekt redukcji Sądu Najwyższego
Sędzia nie sądzi. Chyba nie o to mu chodziło
Prof. Majchrowski rzuca sądzenie w SN już po raz drugi. Za pierwszym razem je zawiesił – też protestacyjnie – na początku września. Wydał oświadczenie, że pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska i prezes Izby Dyscyplinarnej SN Tomasz Przesławski uniemożliwiają mu sądzenie, zabierając akta i odbierając sprawy, więc odmawia orzekania w ogóle. Tym samym można powiedzieć, że w stosunku do siebie wykonał orzeczenie trzech połączonych izb SN ze stycznia 2020 r. zawieszające ID. A teraz poszedł jeszcze dalej i dokonał wobec siebie rozwiązania izby, której likwidacji domaga się m.in. Komisja Europejska. Jest zatem w awangardzie zmian w zakresie postępowań dyscyplinarnych przeciw sędziom, których domaga się Unia.
Choć chyba nie do końca o to mu chodziło.
Zanim trafił do SN, był członkiem tzw. zespołu Kuchcińskiego zwanego anty-Komisją Wenecką – miała dać odpór raportowi Komisji Weneckiej na temat łamania praworządności wobec Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Tam został zauważony i w 2018 r. dostał się do Izby Dyscyplinarnej. Był tu w awangardzie jastrzębi. Między innymi w piątą rocznicę podjęcia przez Sejm uchwały w sprawie „obrony suwerenności RP i praw jej obywateli” razem z neosędziami Konradem Wytrykowskim, Jackiem Wygodą, Piotrem Niedzielakiem i Jarosławem Sobutką wydał oświadczenie, w którym bronią polskiej niepodległości przed „naruszeniem suwerenności” w postaci decyzji o wstrzymaniu działalności kopalni Turów.
W lutym tego roku wydał też oświadczenie o bezprawnych naciskach na jego orzecznictwo w postaci uchwały Rady Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego (jego macierzystego), potępiającej próbę uchylenia immunitetu krakowskiej sędzi Beacie Morawiec. Zapewnił wtedy, że się nie ugnie.
Teraz napisał: „Niniejsza moja rezygnacja jest już ostatnią pozostającą w mojej dyspozycji formą protestu przeciwko naruszaniu w samym Sądzie Najwyższym obowiązującego polskiego prawa, polskiej konstytucji, orzecznictwa polskiego Trybunału Konstytucyjnego i faktycznemu uleganiu przez kierownictwo Sądu Najwyższego i Izby Dyscyplinarnej SN bezprawnym naciskom podmiotów zewnętrznych podważającym suwerenność Państwa Polskiego, w tym przede wszystkim Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej”.
Oświadczenie o zrzeczeniu się urzędu sędzia powinien skierować do ministra sprawiedliwości. Może od niego odstąpić do czasu, aż jego stosunek służbowy nie zostanie formalnie rozwiązany.
Czytaj też: Igraszki PiS z unijnym Trybunałem
Farsa, która decyduje o ludzkich losach
Oświadczenie Jana Majchrowskiego to kolejny front w walce, która toczy się o Izbę Dyscyplinarną. Mieli o jej losie zdecydować politycy w ramach wykonania zabezpieczenia tymczasowego TSUE i zabiegów rządu PiS o akceptację wartego miliardy euro Krajowego Planu Odbudowy. Premier Morawiecki i wicepremier Kaczyński ogłosili publicznie zgłoszenie projektu o jej likwidacji. Nie spełnili zapowiedzi. Wiadomo, że przeciwstawia się temu Zbigniew Ziobro.
Rząd w korespondencji z Komisją Europejską twierdzi, że zabezpieczenie TSUE zostało wykonane przez pierwszą prezes SN Małgorzatę Manowską. To było coś w rodzaju zawieszenia: prezes ogłosiła „aresztowanie” nowych spraw dyscyplinarnych wpływających do izby, ale z wyjątkami. Ostatnio rozpoczęła się o to przepychanka, bo część neosędziów domaga się możliwości sądzenia. Usiłują to nawet robić z zaskoczenia: nie publikuje się wokandy ze sprawami przeciw sędziom z wyprzedzeniem, tylko w ostatniej chwili. I tak w sprawach niedawno zawieszonych sędziów Piotra Gąciarka i Macieja Ferka (zawieszeni za uchylenie wyroków neosędziów) ani oni, ani ich obrońcy nie zostali powiadomieni o posiedzeniu. Tak miało być też w sprawie słupskiej sędzi Agnieszki Niklas-Bibik, ale wyśledziła pojawienie się na wokandzie terminu i – o 6 rano – wysłała do prezes Manowskiej elektronicznie wniosek o wycofanie akt jej sprawy jako mającej się odbyć z naruszeniem prawa. Prezes Manowska na godzinę przed terminem rozprawy zabrała akta, uniemożliwiając posiedzenie.
Teraz ma być sądzony Maciej Rutkiewicz, sędzia z Elbląga – oczywiście też za nieuznanie wyroku neosędziego. Ale – jak doniosło OKO.press – tym razem neosędziowie Izby Dyscyplinarnej Małgorzata Bednarek i Jarosław Duś, dawni prokuratorzy związani ze Zbigniewem Ziobrą, też byli czujni, pilnowali akt i odmówili prezes Manowskiej ich wydania. A więc jawny bunt.
Sytuacja coraz bardziej przypominałaby farsę, gdyby nie to, że po wielokroć bezprawne zawieszenia sędziów są potem przez neoprezesów sądów egzekwowane.
Czytaj też: PiS kontra TSUE. Rząd stawia na konfrontację