Black Friday w „Polityce”

Rabaty na prenumeratę cyfrową do -50%

Subskrybuj
Kraj

A więc jawny bunt w Sądzie Najwyższym

Sąd Najwyższy Sąd Najwyższy Mariochom / Wikipedia
Obecna sytuacja w Sądzie Najwyższym coraz bardziej przypominałaby farsę, gdyby nie to, że po wielokroć bezprawne zawieszenia sędziów są potem egzekwowane przez neoprezesów sądów.

Neosędzia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego prof. Jan Majchrowski rzuca sądzenie. A przynajmniej tak zapowiada w oświadczeniu. To ma być jego „forma protestu przeciwko naruszaniu w samym Sądzie Najwyższym obowiązującego polskiego prawa”.

Czytaj też: Prowokacja? Wyciekł projekt redukcji Sądu Najwyższego

Sędzia nie sądzi. Chyba nie o to mu chodziło

Prof. Majchrowski rzuca sądzenie w SN już po raz drugi. Za pierwszym razem je zawiesił – też protestacyjnie – na początku września. Wydał oświadczenie, że pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska i prezes Izby Dyscyplinarnej SN Tomasz Przesławski uniemożliwiają mu sądzenie, zabierając akta i odbierając sprawy, więc odmawia orzekania w ogóle. Tym samym można powiedzieć, że w stosunku do siebie wykonał orzeczenie trzech połączonych izb SN ze stycznia 2020 r. zawieszające ID. A teraz poszedł jeszcze dalej i dokonał wobec siebie rozwiązania izby, której likwidacji domaga się m.in. Komisja Europejska. Jest zatem w awangardzie zmian w zakresie postępowań dyscyplinarnych przeciw sędziom, których domaga się Unia.

Choć chyba nie do końca o to mu chodziło.

Zanim trafił do SN, był członkiem tzw. zespołu Kuchcińskiego zwanego anty-Komisją Wenecką – miała dać odpór raportowi Komisji Weneckiej na temat łamania praworządności wobec Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Tam został zauważony i w 2018 r. dostał się do Izby Dyscyplinarnej. Był tu w awangardzie jastrzębi. Między innymi w piątą rocznicę podjęcia przez Sejm uchwały w sprawie „obrony suwerenności RP i praw jej obywateli” razem z neosędziami Konradem Wytrykowskim, Jackiem Wygodą, Piotrem Niedzielakiem i Jarosławem Sobutką wydał oświadczenie, w którym bronią polskiej niepodległości przed „naruszeniem suwerenności” w postaci decyzji o wstrzymaniu działalności kopalni Turów.

W lutym tego roku wydał też oświadczenie o bezprawnych naciskach na jego orzecznictwo w postaci uchwały Rady Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego (jego macierzystego), potępiającej próbę uchylenia immunitetu krakowskiej sędzi Beacie Morawiec. Zapewnił wtedy, że się nie ugnie.

Teraz napisał: „Niniejsza moja rezygnacja jest już ostatnią pozostającą w mojej dyspozycji formą protestu przeciwko naruszaniu w samym Sądzie Najwyższym obowiązującego polskiego prawa, polskiej konstytucji, orzecznictwa polskiego Trybunału Konstytucyjnego i faktycznemu uleganiu przez kierownictwo Sądu Najwyższego i Izby Dyscyplinarnej SN bezprawnym naciskom podmiotów zewnętrznych podważającym suwerenność Państwa Polskiego, w tym przede wszystkim Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej”.

Oświadczenie o zrzeczeniu się urzędu sędzia powinien skierować do ministra sprawiedliwości. Może od niego odstąpić do czasu, aż jego stosunek służbowy nie zostanie formalnie rozwiązany.

Czytaj też: Igraszki PiS z unijnym Trybunałem

Farsa, która decyduje o ludzkich losach

Oświadczenie Jana Majchrowskiego to kolejny front w walce, która toczy się o Izbę Dyscyplinarną. Mieli o jej losie zdecydować politycy w ramach wykonania zabezpieczenia tymczasowego TSUE i zabiegów rządu PiS o akceptację wartego miliardy euro Krajowego Planu Odbudowy. Premier Morawiecki i wicepremier Kaczyński ogłosili publicznie zgłoszenie projektu o jej likwidacji. Nie spełnili zapowiedzi. Wiadomo, że przeciwstawia się temu Zbigniew Ziobro.

Rząd w korespondencji z Komisją Europejską twierdzi, że zabezpieczenie TSUE zostało wykonane przez pierwszą prezes SN Małgorzatę Manowską. To było coś w rodzaju zawieszenia: prezes ogłosiła „aresztowanie” nowych spraw dyscyplinarnych wpływających do izby, ale z wyjątkami. Ostatnio rozpoczęła się o to przepychanka, bo część neosędziów domaga się możliwości sądzenia. Usiłują to nawet robić z zaskoczenia: nie publikuje się wokandy ze sprawami przeciw sędziom z wyprzedzeniem, tylko w ostatniej chwili. I tak w sprawach niedawno zawieszonych sędziów Piotra Gąciarka i Macieja Ferka (zawieszeni za uchylenie wyroków neosędziów) ani oni, ani ich obrońcy nie zostali powiadomieni o posiedzeniu. Tak miało być też w sprawie słupskiej sędzi Agnieszki Niklas-Bibik, ale wyśledziła pojawienie się na wokandzie terminu i – o 6 rano – wysłała do prezes Manowskiej elektronicznie wniosek o wycofanie akt jej sprawy jako mającej się odbyć z naruszeniem prawa. Prezes Manowska na godzinę przed terminem rozprawy zabrała akta, uniemożliwiając posiedzenie.

Teraz ma być sądzony Maciej Rutkiewicz, sędzia z Elbląga – oczywiście też za nieuznanie wyroku neosędziego. Ale – jak doniosło OKO.press – tym razem neosędziowie Izby Dyscyplinarnej Małgorzata Bednarek i Jarosław Duś, dawni prokuratorzy związani ze Zbigniewem Ziobrą, też byli czujni, pilnowali akt i odmówili prezes Manowskiej ich wydania. A więc jawny bunt.

Sytuacja coraz bardziej przypominałaby farsę, gdyby nie to, że po wielokroć bezprawne zawieszenia sędziów są potem przez neoprezesów sądów egzekwowane.

Czytaj też: PiS kontra TSUE. Rząd stawia na konfrontację

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną