To polityczne złoto najwyższej próby. Z maili, które miały zostać wykradzione z niezabezpieczonej skrzynki jednego z najważniejszych ministrów, zza kulis pisowskiej polityki wyłania się bezpardonowa krytyka poczynań Antoniego Macierewicza w MON i brak złudzeń co do jego kompetencji. Co ciekawe, zarzuty płyną od jego byłego podwładnego w resorcie, a później (i nadal) szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka. Czyli od kogoś, kto metody działania i podejście ministra Macierewicza poznał osobiście, nawet jeśli nie był z nim w najbliższych relacjach.
Czytaj też: Afera mailowa się rozkręca. Co wiemy o niej do tej pory?
Dworczyk strzela, Macierewicz opancerzony
Z upublicznionych maili dowiadujemy się, że pompatyczną retorykę Macierewicza (w znacznym stopniu podtrzymywaną później przez Mariusza Błaszczaka) szef KPRM miał postrzegać jako „obrzydliwy bogoojczyźniany sos frazesów” mający przykrywać kosztowną dezynwolturę.
I nie chodzi wyłącznie o zmiany decyzji wywracające do góry nogami wcześniejsze plany. Dworczyk ma zarzucać Macierewiczowi – w mailu skierowanym m.in. do premiera – niekompetencję, nieudolność, głupotę, a nawet ciemne interesy prowadzące do marnowania publicznych pieniędzy i rozkradania środków budżetowych. Już wcześniej ujawniona korespondencja Dworczyka zawierała dosadne określenia wobec osób wysoko postawionych w partii i rządzie, ale w tym wypadku ewidentnie puściły mu nerwy.