Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera! Poselska trzódka Jarosława Kaczyńskiego dzieli się na taką, którą zaopatrzono w odpowiednie synekury dzięki nadzwyczajnym kompetencjom członków ich rodzin, oraz takich, którzy mają służyć wiernie za mizerne „uposażenie” posła bądź senatora. Cierpliwość tych ostatnich nieraz już była wystawiana na próbę, zwłaszcza wtedy, w 2019 r., gdy w reakcji na dictum Beaty Szydło „te pieniądze im się po prostu należały” prezes ukarał cały parlament obniżką pensji o 20 proc. Populizm populizmem, lecz w którymś momencie kasa musi się wreszcie zgadzać.
Kaczyński. Potknięcie przed upadkiem
Wprawdzie pryncypał w końcu podniósł pensje poselskie i senatorskie, lecz Polski Bałagan sprawił, że w styczniu parlamentarzyści totalnej opozycji i totalnej propozycji dostali od 1000 do 1400 zł mniejsze niż wcześniej wynagrodzenie. Co o tym myślą, to pokazali prezesowi w głosowaniu nad jego genialną ustawą donosową, zapisaną w annałach jako „lex Kaczyński”.
Jeszcze przed miesiącem był niekoronowanym królem Polski, a dziś ten sam Jarosław Kaczyński znalazł się w sytuacji rannego lwa, który resztkami sił broni swojego wątpliwego już przywództwa. Nikt już nie wie na pewno, czy dysponuje sejmową większością. Czasami bywa tak, że upadek zaczyna się od potknięcia.