Doniesienia reporterów Zetki wywołały niemało zamieszania – oto w apogeum największego od lat kryzysu bezpieczeństwa zdecydowali się podać do publicznej wiadomości krytyczną ocenę stanu sił zbrojnych zawartą w dokumencie opracowanym przez niedawnego urzędnika resortu obrony. W internecie zawrzało. Pod adresem dziennikarzy i anonimowego autora dokumentu, a także osób, które tylko upowszechniały newsa, zaczęły padać ostre komentarze, sugerujące złe intencje, szarganie dobrego imienia wojska i godzenie w bezpieczeństwo państwa.
Nie brakowało obelg i zarzutów o agenturalną współpracę z Kremlem, które co prawda są typowym arsenałem internetowych obrońców obecnej władzy, ale w obliczu rzeczywistych wrogich działań Putina mają szczególne znaczenie. Wytrawni reporterzy, którzy przynieśli redakcji dokument, mają grubą skórę i anonimowe komentarze nie robią na nich wrażenia. Są też na tyle doświadczeni, by nie narażać redakcji na krytykę, jeśli publikacja nie byłaby tego warta – a jest z uwagi na autora i tematykę.
Czytaj też: Od Paryża po Londongrad. Politycy, których Putin ma w kieszeni
Sygnalista z MON pisze akt oskarżenia
Radiowcy nie ujawnili z imienia i nazwiska, o kogo chodzi – mówią tylko o wysokim rangą urzędniku MON powołanym za czasów ministra Antoniego Macierewicza.