Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Od Paryża po Londongrad. Politycy, których Putin ma w kieszeni

Prezydent Rosji Władimir Putin Prezydent Rosji Władimir Putin Sputnik / Reuters / Forum
Kreml stara się wiązać ze sobą europejskie elity i biznes, generalnie wszystkich, którzy mają wpływ na politycznych decydentów. Putina interesują też te ugrupowania, które są skrajne i antagonizują społeczeństwo. Nieważne: lewicowe czy prawicowe. Ważne, by szerzyły antyeuropejskie hasła.

Z Rosją trzeba rozmawiać za wszelką cenę – to hasło nośne szczególnie w tych krajach, które Kreml skutecznie skorumpował. „Nowaja Gazieta” opublikowała w piątek listę 14 zachodnich polityków, którzy przeszli do rosyjskiego biznesu. Są wśród nich były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, była szefowa austriackiej dyplomacji Karin Kneissl, były premier Francji François Fillon, ale też Amerykanie i Brytyjczycy. Na przykład Gregory Barker, były parlamentarzysta Partii Konserwatywnej, czy Thurgood Marshall Jr., prawnik w administracji Billa Clintona. Oferując intratne posady w korporacjach, głównie energetycznych, Kreml oczekuje w zamian lobbowania na rzecz dialogu z Rosją, powrotu do business as usuall, „resetu”, a przynajmniej „zrozumienia Rosji”.

Oligarchowie z Londongradu

Korumpowanie Zachodu nie ogranicza się do składania ofert pracy – Kreml stara się wiązać ze sobą europejskie elity i biznes. Generalnie wszystkich, którzy mają wpływ na rządzących i chcą zarobić. Symboliczny jest przykład Londongradu, czyli Londynu, który stał się centrum inwestycji i pralnią brudnych pieniędzy rosyjskich oligarchów. Ben Cowdock z brytyjskiej filii Transparency International wylicza, że są w posiadaniu 150 luksusowych nieruchomości wartych 1,5 mld funtów (ok. 2,9 mld dol.). Natomiast Pete Duncan, ekspert z University College London, jest przekonany, że od lat 90. oligarchowie zostawili w Londynie nawet setki miliardów funtów.

„Oligarchowie są agentami wrogiego reżimu, a nie biznesmenami. To wspólnicy Putina. Pieniądze nie należą do nich, lecz do niego. Ich firmy to nie korporacje, lecz środki do prania brudnych pieniędzy, korumpowania elit i wciągania ich w rosyjską strefę wpływów” – twierdził Garry Kasparow, znany antykremlowski aktywista, zeznając przed komisją parlamentu, badającą rosyjskie wpływy w Wielkiej Brytanii po ataku w Salisbury w 2018 r. Raport z jej prac nosił wymowny tytuł: „Rosyjskie wpływy w UK to nowa norma”.

Oligarchowie stworzyli sieć powiązań z establishmentem, inwestując, wspierając uczelnie, centra kultury, ale też instytucje charytatywne, zwłaszcza kojarzone z rodziną królewską. Dzięki temu prali pieniądze i kupowali sobie przychylność elit. Sympatię mas zyskał Roman Abramowicz, gdy przejął klub Chelsea, Aliszer Usmanow kupił zaś jedną trzecią udziałów w Arsenale. Catherine Belton, autorka książki „Ludzie Putina”, przekonuje, że Abramowicz działał z polecenia Putina, któremu zależało na ociepleniu wizerunku Rosji.

Dwa lata temu na Wyspach wybuchł skandal: jak ujawnił „The Times”, 14 torysów, w tym sześciu członków rządu, przyjmowało środki od oligarchów. W ciągu ostatnich sześciu lat każdy z nich wziął od 5 do 58 tys. funtów. Oligarchowie w prosty sposób obchodzą prawne ograniczenia. Na przykład Ljubow Czernuchina, żona byłego wiceministra finansów Rosji, uzyskała brytyjskie obywatelstwo i przekazała 2,1 mln funtów Partii Konserwatywnej. Jako jedna z dziesięciu najhojniejszych donatorów miała zapewnione comiesięczne spotkania z premierem. Jak donosił „The Times”, w latach 2010–19 torysi otrzymali ok. 3,5 mln funtów ze źródeł związanych z rosyjskimi oligarchami.

Zlot przyjaciół Putina

We Francji Kreml nie musiał wyrąbywać sobie wpływów pieniędzmi oligarchów. To znacznie bardziej sprzyjające środowisko, tradycyjnie zdystansowane wobec Waszyngtonu i kulturowo silnie związane z Moskwą. Grunt pod ten specyficzny stosunek do Rosji pomogła stworzyć diaspora, zwłaszcza „biała”, która znalazła tam schronienie po obaleniu caratu, i późniejsza, z czasów radzieckich. W 2016 r. powstała w Paryżu największa w Europie cerkiew prawosławna, przyjazne kontakty wspiera patriarchat moskiewski. Dialog z Rosją zdecydowanie nie uchodzi tu za „zdradę dyplomatyczną”.

Liderka Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen oficjalnie zaciąga pożyczki na Kremlu na bieżącą aktywność i potrzeby kolejnych wyborów. W tym roku otrzymała ponad 10 mln euro kredytu za pośrednictwem węgierskiego banku, a w 2014 r. – 9 mln z Kremla. Dwa lata później poprosiła o kolejne 27 mln euro na sfinansowanie kampanii przed wyborami prezydenckimi i potem parlamentarnymi. Nie powinno więc dziwić, że od lat głosi hasła prorosyjskie, twierdząc, że Krym należy do Rosji, a Ukraina do rosyjskiej strefy wpływów.

Ideologicznych sojuszników Kremla jest więcej. Brytyjski UKIP, niemiecka Lewica (die Linke) i Alternatywa dla Niemiec, włoska Liga Północna, Szwedzcy Demokraci, hiszpański Vox... Przypomnijmy: na spotkaniu przyjaciół Putina w Madrycie stawili się Marine Le Pen (Front Narodowy), Mateusz Morawiecki (PiS) oraz Viktor Orbán (Fidesz). Premier Węgier poleciał później do Moskwy po kontrakt na dostawy taniego gazu, który ma mu zapewnić reelekcję w zbliżających się wyborach. Oferował Putinowi „model węgierski”, czyli prorosyjski „pragmatyczny blok” w Europie, mimo że w tym samym czasie Zachód budował zwarty front w obliczu agresywnej polityki Kremla. W niedawnym wywiadzie dla Euronews szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto potwierdził, że Budapeszt nie chce dodatkowych wojsk na swoim terytorium, a „sankcje są nieskuteczne”. Kreml na pewno chciał to usłyszeć.

Tubylewicz: Putin wciągnie Szwecję i Finlandię do NATO?

Rosyjska „siła dobra” walczy z elitami

Putina interesują te partie, które są u władzy lub są dość skrajne, antagonizują scenę polityczną i pogłębiają podziały. Nieważne więc, czy formacja jest skrajnie prawicowa, czy lewicowa. Ważne, żeby powielała antyeuropejskie hasła, wzywała do „rozsądnego konserwatyzmu”, sprzeciwiała się wartościom liberalnym i demokratycznym. Modelowym przykładem jest węgierski Jobbik – w 2013 r. jego przywódcy na zaproszenie kremlowskiego geopolityka Aleksandra Dugina wygłosili na moskiewskim Uniwersytecie Łomonosowa wykład o tradycyjnych wartościach, a Unię Europejską przedstawiali jako zdrajczynię zachodniej cywilizacji. Podobnych zwolenników duginowskiej idei Rosji jako Katechona (siły dobra), który powstrzymuje „spisek globalnych elit” – m.in. George′a Sorosa i prezesa Światowego Forum Ekonomicznego w Davos Klausa Schwaba – można znaleźć wśród rodzimych endeków i publicystów powiązanych z „Myślą Polską”.

Kreml stworzył też inne formaty służące oddziaływaniu na zachodnią opinię publiczną. Myśl Dugina szerzy się w sieci pod hasłami „zdradzieckich Stanów Zjednoczonych”, „sztucznego państwa Ukraina” czy „zdeprawowanej Europy”. Prorosyjskie postawy wspierają też instytucje dyplomatyczne, oddziałując na decydentów, środowiska opiniotwórcze, analityczne i naukowe. Wszystkie je scala Rossotrdudniczestwo m.in. za pośrednictwem Fundacji im. A.M. Gorczkaowa czy znanego Klubu Waldajskiego. Ten ostatni to wielka doroczna konferencja, na której z Putinem i rosyjskimi władzami spotykają się dyplomaci, eksperci i dziennikarze z całego świata. „To jedna z najskuteczniejszych metod prania mózgu zachodniej inteligencji” – ocenia Lilia Szewcowa z moskiewskiego Carnegie.

Czytaj też: Strzelba Putina nie musi wystrzelić. Co siedzi w jego głowie?

Nikt nie łączy tak jak Putin

Pytanie, ilu użytecznych idiotów uda się Putinowi utrzymać w Europie. Przed 2014 r. zachodnie elity mogły naiwnie wierzyć, że wciągając Rosję we współpracę, da się wywrzeć na nią wpływ. Doświadczenia ostatnich lat, brutalne mieszanie się Kremla w sprawy wewnętrzne innych państw, aktualny kryzys i szantaż wobec Zachodu dowodzą, że Rosja skutecznie zniechęca, a wręcz odstrasza przyjazne czy przychylnie neutralne kraje. Jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, żeby niemieckie elity przyznały, iż Nord Stream 2 to nie jest wyłącznie projekt biznesowy. Dziś sankcje na gazociąg to realna opcja leżąca na stole. Czechy po wysadzeniu w powietrze magazynu z bronią przez tych samych oficerów GRU, którzy dokonali zamachu w Salisbury, stały się frontmanem antyrosyjskiego obozu w Europie Środkowej, zawstydzając konsekwencją rząd w Warszawie.

Rosyjską lekcję odrobiła też wreszcie Wielka Brytania. Jest drugim po USA państwem dostarczającym broń Ukrainie, wysłała tam ponad setkę specjalsów szkolących ukraińskich wojskowych i uczestniczy w operacjach na Morzu Czarnym, które szczególnie niepokoją Kreml. Ukraina to też okazja do rewanżu nie tylko za 2018 r., ale też wcześniejsze zamachy pod nosem brytyjskich służb, jak otrucie Aleksandra Litwinienki w 2006 r. W ostatni czwartek Foreign Office poinformowało, że Wielka Brytania rozszerzy zakres swoich sankcji. Pierwotnie planowano nimi objąć osoby i podmioty związane z eskalacją na Ukrainie, a dotkną też strategiczne dla rosyjskiej gospodarki firmy.

Tak czy inaczej, nikt dotąd nie zdołał w tak bezprecedensowy sposób skonsolidować (większości) krajów Europy i Stanów Zjednoczonych przeciw Rosji jak sam Władimir Putin.

Czytaj też: Szpiegowskie metody KGB i FSB

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną