Trudno uwierzyć, ale amerykański sekretarz obrony przyleciał do Polski w ramach wizyty bilateralnej po raz pierwszy od 2014 r. Wtedy był to Chuck Hagel, zajmujący stanowisko szefa Pentagonu przez dwa lata w administracji Baracka Obamy. Wspomnienia po nim mamy prawo mieć mieszane. Co prawda po agresji Rosji na Ukrainę doradził prezydentowi pewne wsparcie wschodniej flanki NATO, ale w porównaniu z tym, co dzieje się teraz, były to kroki symboliczne. Wcześniej natomiast, w 2013 r., podjął decyzję o zmniejszeniu ambicji, jeśli chodzi o projekt bazy obrony antyrakietowej w Polsce, kasując czwarty etap jej technologicznego rozwoju i budowę najbardziej zaawansowanych pocisków przechwytujących. Gdy był w Polsce, atmosfera była sympatyczna, a Hagel znalazł nawet czas, by szukać w Wielkopolsce rodzinnych korzeni. Wieś Dąbrówka Kościelna nie widziała i pewnie już nie zobaczy amerykańskiego polityka tej rangi.
Po Haglu był w Polsce w 2016 r. Ashton Carter, ale ta wizyta była związana ze szczytem NATO w Warszawie, a jeśli wierzyć bezpośrednim świadkom wydarzeń, atmosfera była już chłodna i do rozmowy w cztery oczy z Antonim Macierewiczem w kuluarach nie doszło.
Lloyd Austin przybył w zupełnie innym momencie. Jedyne, co łączy jego podróż z tamtą Hagla, to odwiedziny w Powidzu, gdzie coraz bardziej zadomawiają się amerykańscy żołnierze. Obecna wizyta to symbol odbudowy najlepszych relacji między Stanami Zjednoczonymi i Polską – symbol wielkiej wagi, dosłownie. Gdy Austin był w Warszawie, w Waszyngtonie pojawił się komunikat wyczekiwany od ponad pół roku – departament stanu zatwierdził zgodę na sprzedaż Polsce czołgów Abrams i wysłał rutynową notyfikację do Kongresu. Od tej pory tylko kilka tygodni dzieli Polskę od możliwości podpisania umowy w tzw. trybie FMS.