W czasach zagrożenia czy kryzysu partie rządzące często doświadczają efektu „zjednoczenia wokół flagi”, który – przynajmniej tymczasowo – podnosi poziom ich poparcia w społeczeństwie. Niektórzy z tych, którzy porzucili obóz władzy w czasach normalnej polityki, ponownie zastanawiają się nad swoją decyzją. A chwiejni wyborcy często uważają, że w takich momentach patriotycznym gestem jest zasygnalizowanie poparcia dla rządu, zamiast opowiadania się za partiami opozycyjnymi lub wstrzymania się od głosu.
Efekt ten jest jednak zazwyczaj krótkotrwały, chyba że wydarzy się coś fundamentalnego, co zmieni publiczne postrzeganie kompetencji i osiągnięć rządu. Zeszłoroczny kryzys związany z uchodźcami na granicy polsko-białoruskiej sprawił, że PiS zyskał 3–4 pkt proc., ale gdy tylko kryzys zniknął z pierwszych stron gazet, poparcie partii władzy spadło do poprzedniego poziomu.
Czytaj też: PiS na wojnie. Gry z wybuchami w tle
Nożyce znów się rozwierają
Inwazja Rosji na Ukrainę nie musiała mieć wpływu na sposób, w jaki Polacy oceniają rząd. Jednak bliskość geograficzna Polski w stosunku do teatru wojny oraz bezprecedensowa fala uchodźców, która przekroczyła granicę polsko-ukraińską w ciągu ostatnich dwóch tygodni, sprawiły, że wojna stała się ważnym tematem nie tylko na poziomie międzynarodowym, lecz również krajowym. W związku z tym można oczekiwać, że będzie wywierać wpływ na sposób postrzegania polskiej klasy politycznej.
Od wybuchu wojny przeprowadzono dziewięć sondaży dotyczących intencji wyborczych – przez różne firmy i różnymi metodami. Choć nadal widać znaczne różnice między ich wynikami – zarówno jeśli chodzi o poparcie dla poszczególnych partii, jak i odsetek niezdecydowanych respondentów – ogólna tendencja wskazuje, że od początku kryzysu poparcie dla PiS nieco wzrosło. W połowie lutego najbardziej prawdopodobny udział PiS w głosach wyborców wynosił 35 proc., a KO – 29 proc. Od tego czasu obóz władzy zyskał 2 pkt proc., podczas gdy KO straciła tyle samo, co zwiększyło różnicę między partiami do wartości dwucyfrowych – po raz pierwszy od końca 2021 r.
Czytaj też: Wojenny kompromis wokół PiS
Falująca Konfederacja
W przypadku innych partii mamy do czynienia z większą stabilnością. Poparcie dla Polski 2050 utrzymuje się na poziomie 12 proc., a we wszystkich dziewięciu sondażach odnotowano jedynie umiarkowane wahania. Także poparcie dla Lewicy (7 proc.) i PSL (5 proc.) pozostaje bez zmian.
Tylko Konfederacja doświadczyła większych turbulencji. Na początku wojny uwagę zwróciły komentarze niektórych wysokich rangą przedstawicieli tej partii, zwłaszcza Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna. Wywołały oczekiwania, że wysoce proukraińskie społeczeństwo zwróci się przeciwko partii, która nie jest jednomyślnie zaangażowana w sprawę ukraińską. Wydawało się to potwierdzać, gdy w sondażu IBRiS z 1 marca Konfederacja miała zaledwie 4,1 proc. Jednak w kolejnych badaniach uzyskała wyższe wyniki, jeśli wziąć pod uwagę niezdecydowanych wyborców, a jej poparcie spadło tylko o 1 pkt proc. od poprzedniego podsumowania sondaży.
Wykorzystując te poziomy poparcia do oszacowania liczby mandatów poselskich, można stwierdzić, że PiS odzyskał od początku wojny ok. 15 możliwych miejsc w Sejmie, ale wciąż nie byłby w stanie rządzić samodzielnie. Wraz z Konfederacją dysponowałby znaczną większością 250 mandatów, ale nadal nie mógłby obalić prezydenckiego weta. Połączona opozycja miałaby 209 mandatów.
Czytaj też: Święty PiS na wojnie, nie tykać
Co dalej? Trzy czynniki
Ponieważ przebieg i czas trwania wojny są nadal bardzo niepewne, istnieje wiele scenariuszy dotyczących dalszych zmian w sondażach. Im bardziej konflikt zbliża się do granicy Polski, tym bardziej można się spodziewać, że najświeższe notowania będą się utrzymywać. Jeśli jednak wojna nie rozprzestrzeni się znacząco poza środkową i wschodnią Ukrainę, to prawdopodobnie wzrost poparcia dla PiS będzie tylko chwilowy.
Istotne są tu trzy czynniki. Po pierwsze, „zmęczenie uchodźcami” – początkowa fala sympatii dla Ukraińców maleje wraz z rosnącym zaniepokojeniem o ich dostęp do zasobów państwowych oraz rzeczywisty lub domniemany koszt dla polskich obywateli. Drugim potencjalnym czynnikiem jest utrata wiary w zdolność rządu do zarządzania sytuacją. W ostatnich dniach stawało się coraz bardziej oczywiste, że poleganie przez rząd na hojności i pomysłowości społeczeństwa obywatelskiego będzie na dłuższą metę nie do utrzymania.
Po trzecie, mówiąc nieco prozaicznie, wojna nie jest jedyną rzeczą, która się dzieje. Nie zniknęły problemy, które w pierwszej kolejności spowodowały spadek poparcia dla PiS w ostatnich miesiącach – w szczególności inflacja, ryzyko utraty funduszy unijnych w ramach mechanizmu praworządności oraz postrzeganie podziałów wśród władzy wykonawczej. Jeśli do tych problemów dojdą jeszcze trudności związane z włączeniem milionów Ukraińców do polskiego społeczeństwa na czas nieokreślony, wzrost poparcia dla PiS może zostać dość szybko odwrócony.
Czytaj też: 12 przekazów, które chronią PiS i rujnują opozycję