Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden na Zamku Królewskim w Warszawie wygłosił wspaniałe przemówienie mające w Polakach i Ukraińcach umocnić wiarę w zwycięstwo nad dyktaturą w Rosji. Jednocześnie nie ukrywał, że zwycięstwo nie nadejdzie szybko; przeciwnie, trzeba się przygotować na długą walkę, ta zaś nie obejdzie się bez kosztów w naszym życiu.
Czytaj też: Putin ma plan i go realizuje. Nie chodzi o zdobycie Kijowa
Joe Biden: Nie lękajcie się
W wielkim oratorskim stylu amerykańskiej polityki prezydent zaczął od doskonale znanych Polakom słów Jana Pawła II: „nie lękajcie się”, i nimi też zakończył. Słowa te wypowiedziane były przez papieża na długo przed wydobyciem się naszego kraju spod sowieckiego jarzma, jeszcze przed stanem wojennym. Wiara w zwycięstwo nie okazała się wtedy płonna. Biden wierzy, że tak będzie i tym razem – z Ukrainą.
Był też piękny cytat z Kierkegaarda: „wiara najlepiej widzi w ciemności”. Żeby tę ciemność przerwać, Joe Biden wskazuje jasną drogę: nie będzie interwencji wojskowej Sojuszu Atlantyckiego z pomocą Ukrainie, ale trzeba zdusić, zniszczyć rosyjską gospodarkę, zakończyć uzależnienie świata demokratycznego od paliw kopalnych, walczyć wszędzie z korupcją i zachować absolutną jedność sił demokratycznych na świecie. To zadanie pokolenia.
Padły piękne słowa uznania dla bohaterstwa walczących Ukraińców i współczucie dla ich cierpień. Biden przypomniał, ile Ameryka zrobiła, by pomóc Ukrainie, i wyraźnie zaznaczył: wszystkie kraje mają obowiązek pomóc. Mam nadzieję, że wszystkie zrozumieją ten moralny obowiązek.
Jednocześnie można odczytać z przemówienia, że Biden absolutnie nie wierzy w negocjacje z Putinem. Właściwie już odciął sobie od nich drogę, publicznie wobec świata nazywając Putina „zbrodniarzem”. Ze zbrodniarzem się nie negocjuje. Teraz przypomniał oczywiste fakty, że ten „bezczelny autokrata” bez wstydu kłamie: do ostatniej chwili przecież głośno zapewniał, że nagromadzenie broni i żołnierzy nad granicą to tylko manewry wojskowe.
Czytaj też: Krwawy impas
Ameryka wróciła. Starcie demokracji z dyktaturą
Jednocześnie Biden we wzruszających słowach zwrócił się do narodu rosyjskiego, którego Ameryka – jak powiedział – nie jest wrogiem. Nie wierzę, że cieszycie się z cierpienia Ukraińców, dodał, przywołując dla Rosjan rzecz świętą: podobne dziś do ukraińskich cierpienia oblężonego przez hitlerowców Leningradu, gdzie ludzie umierali z głodu. Może kiedyś okrutny dyktator zostanie obalony.
W Polsce przemówienie zapowiadano jako „historyczne”. Nie było takie w kategoriach nowości strategicznych czy politycznych. Było natomiast historyczne w innym sensie: dla Polski. Nasz kraj od niedawna sąsiaduje – po raz pierwszy w tym stuleciu – z krajem jawnie nam wrogim. Z Rosją.
Dotąd mieliśmy jedynie napięte z nią stosunki, teraz i Putin, i Miedwiediew wyraźnie nas wskazali jako wroga Rosji. W tej nowej sytuacji amerykański prezydent przybył do Warszawy ze swym przesłaniem wzmacniającym słynny art. 5 traktatu waszyngtońskiego. Niestety, nie jest on tak oczywisty, jak to się u nas po dziennikarsku na ogół mówi. Nie zobowiązuje do udzielenia pomocy z automatu. Biden go ukonkretnił mocnymi słowami, że ani piędzi ziemi krajów sojuszniczych Ameryka, główna siła NATO, nie odda.
Czytaj też: Wodzowie ukraińskich miast obrastają w legendę
Władza PiS nie powinna wpadać w samozachwyt
Co do wielkiej geostrategii Biden trzyma się raz wytyczonej drogi. W swojej pierwszej – po wyborze na prezydenta USA – podróży do Europy, kiedy powiedział: „Ameryka wróciła”, nakreślił równocześnie arenę współczesnego świata jako arenę starcia dyktatury z demokracją. To starcie epokowe – na całe pokolenie. I tylko wierzymy, że wolność zwycięży. Nie ma takiej gwarancji. „Każde pokolenie musiało walczyć o wolność” – przypomniał Biden.
Wiadomo natomiast, że będzie to wymagać wysiłku i zgody na obniżenie poziomu życia bogatszych krajów. W walce o wolność i demokrację każdy ma też wiele do zrobienia na własnym podwórku, nawet Ameryka. A tym bardziej Polska. Dobrze, żeby pisowski rząd o tym pamiętał.
Dwa widzę najważniejsze konkrety: Biden przypomniał, co Ameryka zrobiła w ramach pomocy Ukrainie. Nie mówił o innych sojusznikach. Było to moim zdaniem nieme wezwanie, by pozostali też udzielili większej, konkretnej pomocy – w funduszach, w dostawach broni.
Źle by było, gdyby polski rząd wpadł w samozachwyt nad nową ustawą o obronności kraju. Nie znam się na sprawach wojskowych, ale wierzę w ponurą diagnozę byłego dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych gen. Mirosława Różańskiego w książce przygotowanej przez Juliusza Ćwielucha, dziennikarza „Polityki” („Dlaczego przegramy wojnę z Rosją?”). Książkę wydano zaledwie trzy lata temu. Nasz niesławny były minister obrony, którego nazwisko wstyd wymieniać, doprowadził do złego stanu polskiej armii. Oczywiście, że w obronie polegamy na Ameryce i Sojuszu Atlantyckim. Najważniejsze jednak, by – tak jak dzielni Ukraińcy – mieć własne siły wojskowe i takiego ducha jak oni.
Były prezydent Estonii: Rosję trzeba pokonać, zanim nas zniszczy