Od dziś co dwa tygodnie w serwisie internetowym tygodnika „Polityka” będą się ukazywały komentarze prof. Adama Bodnara, byłego rzecznika praw obywatelskich. Witamy na łamach!
Polskie środowiska opozycyjne z nadzieją czekały na wynik wyborów parlamentarnych na Węgrzech. Rezultat Fideszu okazał się zaskoczeniem dla wszystkich, także dla węgierskich ośrodków sondażowych. Zwycięstwo Viktora Orbána jest potężne. Choć można mieć mnóstwo zastrzeżeń co do uczciwości wyborów, to powstaje pytanie, skąd taka skala porażki i jakie wnioski powinna z niej wyciągnąć opozycja demokratyczna w Polsce.
Z pewnością Orbán wykorzystał wszystkie możliwości polityczne, a także przewagi autorytarne tworzone od ponad dziesięciu lat. Choć mogło się wydawać, że ze względu na wojnę w Ukrainie los mu nie będzie sprzyjał, to Orbán – przy wsparciu mechanizmów potężnej propagandy – potrafił przekuć go w sukces. Hasło o „stabilności”, które dotychczasowe rządy mają zapewnić, okazało się trafione. Nie bez znaczenia były także olbrzymie transfery socjalne.
Gra na nierównym boisku
Rozczarowanie opozycji może się jeszcze brać z czegoś innego. Węgry od lat są państwem, które określane jest mianem systemu konkurencyjnego autorytaryzmu (pojęcie stworzone przez Stevena Levitsky’ego oraz Lucana Waya). To system polityczny, w którym partia władzy tak przygotowuje się do wyborów, tak podporządkowuje sobie instytucje i prowadzi państwo, by mieć stałą przewagę konkurencyjną nad oponentami.