PiS chciał projekt prezydencki wprowadzić do porządku obrad już we wtorek, mimo że komisja sprawiedliwości tego dnia zebrała się w innej sprawie. Nie udało się, bo opozycja wygrała głosowanie o przerwę (dzięki ziobrystom, którzy się wstrzymali). To pokazało brak porozumienia między Zbigniewem Ziobrą a PiS i Andrzejem Dudą. Przebieg dzisiejszych prac wydaje się to potwierdzać.
Czytaj też: Karykatura prokuratury. Mrozić, szykanować, robić miejsce dla swoich
Władza wciąż się nie może dogadać
Posłowie z komisji zaczęli od poprawki Konfederacji: by w postępowaniu dyscyplinarnym sądzili nie sędziowie, ale ława przysięgłych złożona z obywateli. Tylko poseł Konfederacji głosował „za”. Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta z Solidarnej Polski zapowiedział (trudno powiedzieć, czy w imieniu resortu, czy partii, ale pewnie na jedno wychodzi), że zgłoszą poprawkę zwiększającą udział ławników i wprowadzą w Sądzie Najwyższym zasadę losowania składów (sędziów i ławników), tak jak to jest w sądach powszechnych. Wprowadzenie większej liczby ławników do postępowania dyscyplinarnego poparła wiceprzewodnicząca upolitycznionej neo-KRS Dagmara Pawełczyk-Woicka. Opozycja była przeciw, wskazując, że ławnicy musieliby rozstrzygać skomplikowane sprawy proceduralne, do czego nie mają kompetencji.
Dalej komisja zajęła się poprawkami Solidarnej Polski. I tu widać było, że władza wciąż nie może się ze sobą dogadać. PiS wstrzymywał się od głosu i dzięki temu opozycja poprawki partii Ziobry odrzucała. Głosowano w dwóch blokach. Pierwszy dotyczył poszerzenia kompetencji nowej Izby Dyscyplinarnej nazwanej w projekcie prezydenckim Izbą Odpowiedzialności Zawodowej. W drugim były poprawki wprowadzające zamiast proponowanego przez prezydenta „testu bezstronności i niezawisłości” sędziego „test apolityczności”. A także zmiany dające ministrowi-prokuratorowi generalnemu prawo zaskarżania do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN decyzji sądu odmawiającej uznania, że sędzia nie spełnia kryteriów apolityczności.
Opozycja i minister w Kancelarii Prezydenta Małgorzata Paprocka oprotestowali takie poszerzenie kompetencji polityka. Podobnie jak wymyślony przez partię Ziobry „test apolityczności”, badający, czy sędzia nie przejawia „aktywności publicznej, która może rzutować na jego bezstronność”. „Celem jest prześladowanie sędziów, którzy bronią niezależności wymiaru sprawiedliwości” – mówiła Kamila Gasiuk-Pihowicz (KO).
Pomysł skrytykowała też w imieniu neo-KRS Pawełczyk-Woicka. Stwierdziła, że taka ocena będzie „arbitralna”, a sformułowania o apolityczności i bezstronności są niedookreślone. I że testy – ten wymyślony przez Solidarną Polskę, ale również ten z projektu prezydenta – zagrażają funkcjonowaniu sądownictwa, bo wywołają lawinę wniosków i wstrzymają postępowania. Postulowała rezygnację z jakichkolwiek testów.
Ziobrowy test apolityczności odrzucono głosami opozycji (PiS i tu się oczywiście wstrzymał od głosu).
Czytaj też: PiS i Solidarna Polska grają o pietruszkę
Bitwa na testy
Potem komisja przeszła do pomysłu testu prezydenckiego i dyskusja właściwie się powtórzyła. Minister Kaleta twierdził, że test zapisany w projekcie Dudy pozwoli na kwestionowanie legalności powołania sędziów z udziałem neo-KRS. Kreślił wizję paraliżu wymiaru sprawiedliwości, gdy zaczną być masowo kwestionowane wyroki neosędziów, których – według szacunków ministerstwa – jest już ok. 1,8 mln. „Może w takim razie z tego testu zrezygnować?” – rzucił.
Prezydencka minister zaprzeczała: bo chociaż w przepisie jest mowa o weryfikacji „okoliczności towarzyszących powołaniu”, to nie mogą być one jedyną podstawą wniosku o wyłączenie sędziego. A procedurę powołania można badać tylko wtedy, gdy „okoliczności konkretnej sprawy” mogą m.in. doprowadzić do naruszenia standardu niezawisłości lub bezstronności. Paprocka wykluczyła, by w ramach tego testu dało się podważać prawomocność prezydenckiego aktu powołania sędziego, bo „żaden sąd, ani polski, ani międzynarodowy, nie ma kompetencji do badania procedury powołania sędziego”. Nie wyjaśniła jednak, na czym w takim razie miałoby polegać badanie „okoliczności powołania sędziego”.
Tak czy owak, widać było, że jeśli będzie głosowanie nad tym punktem prezydenckiej ustawy, to PiS je przegra. Szef komisji poseł Marek Ast natychmiast odroczył obrady do czwartku. Zapewne w nadziei, że ziobrystom uda się dogadać z Kancelarią Prezydenta w sprawie testu. Pytanie, czy to załatwi sprawę pozyskania ziobrystów dla uchwalenia całej ustawy. Podkreślają oni ostatnio, że też są za likwidacją Izby Dyscyplinarnej, a najważniejszym zarzutem jest właśnie sprawa testu. To może być jednak pretekst, bo jakaś część popierających partię Ziobry jest przeciw jakimkolwiek ustępstwom wobec UE, a prezydencka ustawa ma służyć porozumieniu z Komisją Europejską w sprawie odblokowania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.
Inna sprawa, że warunków postawionych przez Brukselę (likwidacja Izby Dyscyplinarnej, reforma postępowania dyscyplinarnego i przywrócenie odsuniętych od orzekania sędziów) projekt prezydencki nie wypełnia i Unii trudno byłoby udawać, że jest inaczej.
Czytaj też: Bruksela bierze się za TK Julii Przyłębskiej