Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Von der Leyen w Warszawie. KPO przyjęty, ale to jeszcze nie koniec

Mateusz Morawiecki, Ursula von der Leyen i Andrzej Duda na konferencji prasowej Mateusz Morawiecki, Ursula von der Leyen i Andrzej Duda na konferencji prasowej Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Zdaniem Mateusza Morawieckiego spór z Brukselą o praworządność to... wina opozycji, która „przekonała niektórych urzędników w Brukseli”.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przyjechała do Warszawy, żeby przypieczętować zawarcie kompromisu z rządem PiS. Bruksela zgodziła się zaakceptować polski Krajowy Plan Odbudowy, co powinno otworzyć nam drogę do korzystania z postcovidowego Funduszu Odbudowy. Przed nami jeszcze jeden płotek, czyli akceptacja przez unijne stolice, ale to raczej formalność.

Czytaj też: Drugie wejście Dudy. Czy prezydent znów uratuje prezesa?

To nie meta, to dopiero start

Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda, oczywiście, odtrąbili sukces, jakby wygrali wielki wyścig i zdobyli jakiś puchar czy inny medal. Jak pokazują maile ministra Michała Dworczyka, takie właśnie piarowe sukcesy głównie zajmują uwagę premiera i jego najbliższego otoczenia. W rzeczywistości, trzymając się sportowej metafory, krajowy obóz władzy w końcu stanął na linii startu. Wspólnie z Brukselą udało się wypracować zasady dalszego postępowania, czyli tzw. kamienie milowe – warunki, od których spełnienia będzie zależała wypłata kolejnych transz z funduszu.

Może i byłby to sukces, gdyby nie to, że warunki – dotyczące naruszeń praworządności w Polsce – były znane już od prawie roku. I już w sierpniu 2021 r. Jarosław Kaczyński zapowiadał likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Okazało się, że potrzebował aż dziewięciu miesięcy, żeby przekonać do tego swój obóz polityczny. PiS stał się bowiem zakładnikiem grupki antyunijnych, nacjonalistycznych radykałów zebranych wokół Zbigniewa Ziobry. Dysponuje on wprawdzie śladowym poparciem społecznym, ale był w stanie wprowadzić do Sejmu prawie 20 posłów.

Reklama