Historia zamknęła się w przeciągu trzech dni, od soboty do poniedziałku: prezeska SO Joanna Przanowska-Tomaszek dopuściła, a następnie prezes SA Piotr Schab uchylił decyzję o dopuszczeniu, choć w jego imieniu podpisał się pod tym wiceprezes Przemysław Radzik. Jesteśmy więc w punkcie wyjścia, tyle że prezeska dzięki temu unika groźby postępowania karnego za niewykonanie wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi nakazującego natychmiastowe przywrócenie Tulei do orzekania. Czy prezes Schab też bał się odpowiedzialności, skoro sam nie podpisał uchylenia jej decyzji?
Czytaj też: Zapadł wyrok, który będzie wzorem do weryfikacji neosędziów
Dobry i zły policjant
W sobotę portal TVP Info poinformował, że prezeska Przanowska-Tomaszek zdecydowała się wykonać orzeczenie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi i przywrócić sędziego Tuleyę do orzekania. Sam sędzia o tej decyzji wtedy nie wiedział. Portal miał nawet bardziej szczegółowe informacje – np. że Igor Tuleya będzie przymusowo wysłany na zaległy półtoramiesięczny urlop. Był to ewidentnie przeciek kontrolowany: opinia publiczna dowiedziała się, że wyrok wykonano. W przeciwnym razie byłoby to zresztą przestępstwo niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.
Sędzia Tuleya stawił się więc w poniedziałek rano w pracy. I tu dostał od razu dwie decyzje: tę o odwieszeniu i o uchyleniu odwieszenia. Prezeska Przanowska-Tomaszek wyrok sądu wykonała, więc ręce ma czyste. Ciężar odpowiedzialności za złamanie prawa przejął podpisany pod uchyleniem Przemysław Radzik, „harcownik” ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.