Kraj

Zapadł wyrok, który będzie wzorem do weryfikacji neosędziów

Sąd Najwyższy Sąd Najwyższy Mariochom / Wikipedia
Sąd Najwyższy zbadał, jakie zalety mógł mieć sędzia Jerzy Daniluk, skoro przekonał neo-KRS do swojej kandydatury do Sądu Apelacyjnego. To, czego się doszukał, pokazuje schemat postępowania wobec kandydatów promowanych przez władzę.

Trwa dyskusja, jak poradzić sobie z faktem, że mamy ok. 2 tys. neosędziów, czyli osób mianowanych lub awansowanych z nominacji stworzonej przez PiS nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Projekt naprawy wymiaru sprawiedliwości Stowarzyszenia Sędziów Iustitia, który do Sejmu złożyły KO i Lewica, przewiduje usunięcie neosędziów i dopuszczenie, by starali się o weryfikację przed poprawnie powołaną KRS. Tak też wypowiada się w kilku już wyrokach Europejski Trybunał Praw Człowieka: uznaje, że nominacje z udziałem neo-KRS nie gwarantują bezstronności i niezawisłości sędziego, a więc sąd z jego udziałem nie jest prawdziwym sądem.

Trybunał Sprawiedliwości UE orzeka bardziej miękko: już w 2019 r., odpowiadając na pytania prejudycjalne Sądu Najwyższego, zalecił, by badając, czy sędzia powołany z udziałem neo-KRS daje gwarancje bezstronności i niezawisłości, oceniać każdy przypadek indywidualnie. Sprawdzać, czy były nieprawidłowości przy powoływaniu i czy w realiach konkretnej sprawy mogły mieć wpływ na jego bezstronność.

Po tym wyroku TSUE Sąd Najwyższy w składzie trzech połączonych „starych” Izb wydał uchwałę mającą moc zasady prawnej, w której opisuje, jak powinien wyglądać test niezawisłości i bezstronności neosędziego. Trybunał Julii Przyłębskiej orzekł (choć nie ma takiej kompetencji), że uchwała jest sprzeczna z konstytucją. Ten wyrok nie może uchylić uchwały, a poza tym niedawno siedmioosobowy skład Izby Karnej SN ją powtórzył.

W zeszłym tygodniu Izba Karna w składzie trzech sędziów: Jarosław Matras (przewodniczący, sprawozdawca), Małgorzata Wąsek-Wiaderek i Włodzimierz Wróbel, wydała pierwszy wyrok, w którym zastosowano ten test. Uzasadnienie ma ponad 30 stron i będzie służyło za wzór innym sądom do badania, czy skład z neosędzią jest sądem „należycie obsadzonym”.

Do Izby trafiła kasacja od wyroku w sprawie odszkodowania za niesłuszne skazanie i pozbawienie wolności. Bohaterem tego orzeczenia jest Jerzy Daniluk, który orzekał w Sądzie Apelacyjnym. To sędzia wyjątkowo dopieszczony przez „dobrą zmianę”. Dlatego jego przykład doskonale nadaje się na wzorzec badania bezstronności i niezawisłości. SN z urzędu zbadał, czy sąd w tej sprawie był „należycie obsadzony”. W tym celu prześledził karierę sędziego Daniluka, jego kompetencje, proces awansowania i postępowanie przed neo-KRS. Konkluzja: sąd był nienależycie obsadzony, bo „jeden z trzech sędziów w tym postępowaniu nie dawał gwarancji bezstronnego i niezawisłego rozpoznania istoty sprawy”.

Czytaj też: TSUE o neosędziach. „Możliwe rażące naruszenie prawa Unii”

Kariera

Sędzia Daniluk od 1988 do 2017 r. raz tylko awansował: z Sądu Rejonowego do Okręgowego w Lublinie. Wraz z dobrą zmianą jego kariera rozkwitła.

Z Ministerstwem Sprawiedliwości, gdzie pracował jako urzędnik od 2011 do 2016 r., ma dobre stosunki. Może dlatego w listopadzie 2016, w ramach wymiany przez Zbigniewa Ziobrę prezesów sądów, stanął na czele Sądu Rejonowego w Lublinie, orzekając jednocześnie w Sądzie Okręgowym. Po roku decyzją ministra został wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Lublinie, a po sześciu dniach delegowano go do orzekania w tym sądzie. Po kolejnych czterech dniach został przeniesiony do Sądu Okręgowego w Siedlcach, pozostając wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Lublinie z obowiązkiem orzekania. Po co to przeniesienie do Siedlec, skoro nie miał tam orzekać? Dzięki temu mógł pobierać dodatek za wynajęcie mieszkania, którego zresztą w Siedlcach nie wynajął.

„Przeniesienie” do sądu w Siedlcach miał podpisać mu wiceminister Łukasz Piebiak. A sędzia Daniluk podpisał się potem pod jego kandydaturą w tegorocznych wyborach do kolejnej neo-KRS. Sędzia został też – z rekomendacji szefa MSWiA – komisarzem wyborczym, za co przez cztery lata pobierał 5 tys. zł miesięcznie. Miał więc wiele powodów do wdzięczności.

Czytaj też: Wojna PiS z UE może być jeszcze droższa

Opinie

Sąd Najwyższy zbadał, jakie zalety mógł mieć sędzia Daniluk, skoro przekonał neo-KRS do swojej kandydatury do Sądu Apelacyjnego. To, czego się doszukał, pokazuje schemat postępowania wobec kandydatów promowanych przez władzę.

Sędzia dostał negatywną rekomendację zarówno od Kolegium SA w Lublinie, jak i od Zgromadzenia Sędziów Apelacji. Zarzuty to m.in. większa niż średnia w jego wydziale liczba uchyleń wyroków i notoryczne nieuzasadnianie orzeczeń w terminie. Takie m.in. uchybienia wykryli wizytatorzy, ale pominęli je w konkluzji i wystawili sędziemu opinię pozytywną. „Treść opinii wizytatorów trudno uznać za pełną i niebudzącą wątpliwości w zakresie stawianych wniosków końcowych. (…) Skala opisanych uchybień była bardzo poważna, a ich liczba i charakter wskazują na dość pobieżne i mało wnikliwe rozpoznanie sprawy przez sąd, w którego składzie – jako przewodniczący i referent sprawy – zasiadał sędzia J.D. Brak omówienia tej sprawy jest istotnym mankamentem oceny wizytatorów, i to mankamentem niezrozumiałym” – czytamy w wyroku SN w tej sprawie. Dalej Sąd Najwyższy zauważa, że w pozytywnej opinii pominięto notoryczne nieterminowe sporządzanie uzasadnień i negatywne opinie Kolegium Sądu i Zgromadzenia Sędziów Apelacji. To, że opinia wizytatorów nie opiera się na ich ustaleniach, można by tłumaczyć dobrymi stosunkami sędziego w resorcie, który wizytatorów wysyła.

Papiery poszły więc do neo-KRS. Danilukiem zajął się zespół w składzie: Maciej Nawacki, Jędrzej Kondek i Krystyna Pawłowicz. Zarekomendowano go Radzie na wolne miejsce w Wydziale Karnym Sądu Apelacyjnego. W opinii napisano m.in., że ma dorobek naukowy, podczas gdy SN nie doszukał się artykułów o takim charakterze jego autorstwa. Doszukał się za to, że na posiedzeniu plenarnym neo-KRS za jego awansem głosował sędzia Zbigniew Łupina. Nie wyłączył się z głosowania, mimo że Daniluk podpisał się na jego liście poparcia do Rady.

Ale wynik głosowania i tak nie był pewny, bo sędzia miał mocną konkurentkę z autentycznym dorobkiem. Wtedy sędzia Maciej Nawacki stwierdził, że w Wydziale Karnym SA w Lublinie są do obsadzenia dwa miejsca, a nie jedno. Konkursu na to drugie miejsce jeszcze nie ogłoszono, ale nie ma przeszkód, żeby zarekomendować pozytywnie dwie osoby. I tak się stało. I prezydent powołał Daniluka do Sądu Apelacyjnego.

Czytaj też: Odbijanie Sądu Najwyższego

Model

Sędzia Daniluk usiłował zapobiec wydaniu przez Sąd Najwyższy wyroku oceniającego jego bezstronność i niezawisłość. Złożył skargę na czynności orzecznicze SN do pierwszej prezes i domagał się wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec składu orzekającego. Twierdził m.in., że sędzia sprawozdawca Jarosław Matras nie jest obiektywny, bo orzekali w jednym sądzie i on go nie lubi. Rzecznik dyscyplinarny SN odmówił wszczęcia postępowania. Sprawą zainteresowała się Prokuratura Krajowa i domagała się przesłania akt, co zablokowałoby jej rozpatrzenie. SN odmówił.

„Podsumowując wszystkie te okoliczności, stwierdzić trzeba, że sędzia Sądu Apelacyjnego (...) J. D. w procesie karnym, którego stroną był Skarb Państwa, (…) nie spełniał warunku bezstronności oraz niezależności sędziego, a zatem warunków koniecznych dla stron dla realizacji standardu postępowania z art. 45 ust. 1 Konstytucji RP oraz art. 6 ust. 1 EKPC, co oznacza, iż sąd odwoławczy w tym postępowaniu był nienależycie obsadzony w rozumieniu przepisu art. 439 § 1 pkt 2 k.p.k.” – orzekli sędziowie Izby Karnej SN (Jarosław Matras, Małgorzata Wąsek-Wiaderek i Włodzimierz Wróbel).

Przykład kariery sędziego Daniluka jest spektakularny, a jednocześnie jakby typowy (pomijając rzecz rekordową: zasiadanie przez sędziego w trzech różnych sądach). Szczególnie typowe jest negatywne zaopiniowanie przez samorząd sędziowski i pozytywna opinia wizytatorów z ministerstwa. A potem pozytywna rekomendacja neo-KRS w sytuacji, gdy kandydat ma negatywną opinię samorządu. I to, że Daniluk wygrał z lepszymi od siebie kandydatami. Z przebiegu tego patologicznego procesu widać, że „reforma wymiaru sprawiedliwości” skonstruowana jest tak, by awanse dostawali nie najlepsi, ale najbliżsi ideowo i posłuszni partii rządzącej.

Taki test można teraz modelowo stosować w sprawach badania bezstronności neosędziów, nieopartego wyłącznie na grzechu pierworodnym – powołania z udziałem neo-KRS. W ten sposób omija się główny zarzut władzy: że to kwestionowanie prerogatywy prezydenta do powoływania sędziów. I że prezydencka nominacja „uzdrawia” ewentualne mankamenty przy opiniowaniu sędziego.

Wyrok SN zapadł dokładnie wtedy, gdy szefowa KE Ursula von der Leyen w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” wytknęła polskiemu prawu, w tym ostatniej prezydenckiej nowelizacji, że wbrew „kamieniom milowym” w KPO (wartym miliardy euro) nie zawiera uprawnienia sądu do badania z własnej inicjatywy, czy sędzia daje rękojmię niezawisłości i bezstronności.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną