Biedni Polacy, uciskani przez Tuska, wyjadali dzikom kartofle? Tak twierdzi człowiek, który może w każdej chwili zmienić premiera (i dowolnego innego urzędnika bądź prezesa ważnego sądu) albo nakazać złamanie konstytucji, lecz jednocześnie wyzywa od idiotów ludzi nazywających go dyktatorem. Farmazony Jarosława Kaczyńskiego trochę bawią, trochę straszą, a na pewno upokarzają. Wszyscy bowiem jesteśmy postaciami jego wyobraźni. A jego wyobraźnia ma nader realny wpływ na nasze życie.
Kto zbawcy narodu zabroni?
Niedawno usłyszeliśmy od prezesa, że pensja lekarza w Polsce ma większą siłę nabywczą niż lekarza w Niemczech, a w Smoleńsku był zamach. Waga tych dwóch idiotyzmów jest oczywiście zupełnie różna, lecz w obu przypadkach rodzi się pytanie: czy on wierzy w to, co mówi? Wygląda na to, że jednak wierzy. Ktoś mu „wcisnął kit” z lekarzami, ktoś inny przekonał go, że skrzydło nie może się złamać na brzozie, a upadający samolot rozpaść na tysiące części. I to wystarczy. Przecież nie będzie siedział w internecie i czytał mądrych artykułów w poważnej prasie. Swoje wie. Je, co lubi, ogląda, co lubi, i wie to, co lubi wiedzieć. Kto zbawcy narodu zabroni?
Jarosława Kaczyńskiego dyscyplinująco-motywujący objazd tzw. struktur (partyjnych), pod pretekstem „spotkań z mieszkańcami”, dostarcza wyjątkowej sposobności zapoznania się z zawartością jego umysłu, stanem jego wyobraźni i emocji. Ma on bowiem skłonność do dygresji i wynurzeń, którymi chętnie dzieli się z publicznością. Słuchanie prezesa jest frustrującym, lecz również bardzo interesującym zajęciem.