PiS chciał przyspawać swoich w państwowych spółkach. Teraz wycofuje się z ustawy
O projekcie ustawy, która miała zapewnić nominatom PiS kontrolę nad państwowymi spółkami nawet po przegranych wyborach, Joanna Solska pisała na naszych łamach we wtorek.
Przypomnijmy: posłowie PiS chcieli powołać radę ds. bezpieczeństwa strategicznego z członkami wybranymi przez Sejm, Senat i prezydenta jeszcze w obecnej kadencji. Do kompetencji nowej instytucji należałoby m.in. blokowanie ewentualnych prób zmian personalnych zarówno w składach zarządów, jak i w organach nadzorczych pięciu najważniejszych spółek kontrolowanych przez państwo: PKN Orlen, Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE), operatora gazociągów Gaz-System, operatora ropociągów PERN i farmaceutyczną Polfę Tarchomin.
„Bez zgody rady wszelkie zmiany personalne w tych spółkach nie będą możliwe, więc znajdą w niej miejsce tylko osoby z najwęższego kręgu najbardziej zaufanych, lojalnych wobec partii” – wyjaśniła publicystka „Polityki”.
Czytaj też: Jacek Sasin, premier równoległy. Co szykuje dla niego Kaczyński?
Projekt dwudniowy
Projekt posłów PiS pojawił się w poniedziałek, tymczasem już w środę rzecznik prasowy partii przekazał PAP, że jego klub wycofuje się z utworzenia rady ds. bezpieczeństwa strategicznego.
Może więc PiS od początku nie traktował tego projektu poważnie i był on jedynie dziwacznym wymysłem grupy partyjnych polityków? Zdaniem Joanny Solskiej to nieprawda, a wskazuje na to polityka tej partii prowadzona przez siedem ostatnich lat. „PiS od zawsze był zwolennikiem tworzenia wielkich państwowych „czeboli”, łączył ze sobą różne państwowe firmy. Nie zawsze z sensem, ważne, żeby były duże. PiS wierzył – albo udawał, że wierzy – iż znaczenie firmy na rynku zależy tylko od jej wielkości” – pisała we wtorek nasza dziennikarka.
Przypominając jednocześnie, że pięć spółek wymienionych w projekcie oznacza w praktyce tysiące świetnie opłacanych stanowisk obsadzonych przez osoby wskazane przez partię. „I wobec niej lojalne, ponieważ najczęściej mało kompetentne – żadne z przedsiębiorstw prywatnych nie zatrudniłoby ogromnej większości czołowych polskich menedżerów ze spółek państwowych”.