Pan Kaczyński zadziwił świat malowniczym stwierdzeniem, że kobiety w wieku poniżej 25 lat dają sobie w szyję i dlatego nie rodzą dzieci. Wedle starego kawału wojskowego żołnierz składa się z ciała właściwego i sortów mundurowych. Ciało ma główkę (z dwoma wziernikami, aparatem podsłuchowym, pochłaniaczem i górnym włazem pokarmowym), szyję, korpus, chwytniki przednie i dolne zaczepy gruntowe. Z powyższego wynika, że szyja łączy główkę z korpusem, a jej funkcja organiczna polega m.in. na translokacji jadła i popitki od włazu pokarmowego do korpusu. Gdy powiedziałem znajomej o dywagacjach p. Kaczyńskiego o wykorzystywaniu szyi przez niewiasty będące w wieku poniżej średniego, zrazu uradowała się, sądząc, że chodzi o jakąś nową pozycję erotyczną, ale zmarkotniała, gdy wyjaśniłem, że chodzi o używanie alkoholu, niekoniecznie dla łatwiejszego zaniedbywania cnót niewieścich, których Prezes the Best jest żarliwym obrońcą. W samej rzeczy Jego Ekscelencja użył slangu miejskiego (nie dziwota, zarówno Żoliborz, jak i Nowogrodzka niewątpliwie są fragmentami obszaru należącego do miasta stołecznego Warszawy), w którym (patrz Słownik slangu miejskiego i mowy potocznej) „dać sobie w szyję” znaczy „wprowadzić się w stan nietrzeźwości”.
Siedlecka: Jeszcze w sprawie „dawania sobie w szyję”
A oto inne podobnie malownicze zwroty (lista nie jest zapewne kompletna, brakuje np. „zdrowo się narąbać”) odnoszące się do używania rozmaitych trunków wyskokowych: „dać sobie w puzon” (pić alkohol), „dać w cyban” (po prostu napić się, potocznie mówiąc: narypać), „dać w palnik” (pić alkohol w dużych ilościach) i „dać żwira” (chęć napicia się napoju od kogoś). To godne i chwalebne, że Czołowy, By Nie Powiedzieć: Najważniejszy Polski Polityk skorzystał ze rdzennie ludowej nadwiślańskiej terminologii, bo to autorytatywnie sugeruje, że my nie gęsi (może należałoby wskazać zgoła inne ptactwo) i swój język mamy.
Trzeba też odnotować, że p. Kaczyński potraktował swoją opowieść o dawaniu w szyję jako wyjątkowo zabawną i solidnie rechotał w trakcie jej wygłaszania. Zebrana dobrozmienna gawiedź, pozostająca pod czujnym spojrzeniem p. Zielińskiego, niegdysiejszego wiceministra spraw wewnętrznych (to nad nim usłużny oficer drzewiej rozpościerał parasol), podzieliła wesołość głównego aktora spektaklu w Olsztynie.
A co Kaczyński myśli o ojcostwie?
Pan Kaczyński prawił o dawaniu w szyję nie bez kozery. Stwierdził, że wsparcie dla rodzin jest niezbędne, ponieważ „dziś rodzi się dużo za mało dzieci, nie za mało, tylko dużo za mało. Jeżeli tylko sytuacja finansów publicznych będzie na to pozwalała, to te sprawy też będą załatwiane”. Jak wiadomo, z przyszłością finansów publicznych na dwoje babcia wróżyła, więc może z tego powodu Prezes the Best znalazł przyczynę, dlaczego dzieci w Polsce rodzi się dużo za mało. Oto jego wyjaśnienie: „Jeżeli np. utrzyma się taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety, piją tyle samo co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie. Pamiętajcie, że mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm, to musi pić nadmiernie przeciętnie przez 20 lat. Jeden krócej, drugi dłużej, bo to zależy od cech osobniczych, a kobieta tylko dwa”.
Zaznaczył, że sam nie jest zwolennikiem wczesnego macierzyństwa (ciekawe, co sądzi o późnym lub w ogóle poniechanym ojcostwie), ponieważ „kobieta musi dojrzeć do tego, aby być matką”. Przestrzegł jednak, że „jak do 25. roku życia daje w szyję, to, trochę żartuję, ale nie jest to dobry prognostyk w tych sprawach”. Słowa te wywołały spore oburzenie, co skłoniło Prezesa the Best do następującego wyznania: „Powiedziałem o tym, że młode kobiety ścigają się z mężczyznami na spożywanie alkoholu. To jest obiektywnie szkodliwe i uczciwy polityk, jeżeli taką rzecz wie, a ja wiem z dobrego źródła, musi o tym mówić. Nic się na to nie poradzi, że pewne czynniki powodują, że panie są na alkohol znacznie mniej odporne niż mężczyźni. To nie znaczy, że ja zachęcam mężczyzn, chociaż TVN to jutro może ogłosi. To się kończy ok. 25. roku życia, nie będę mówił dlaczego, bo znów ogłoszą, że obrażam młode damy. Polityk ma obowiązek takie rzeczy mówić, a z tego robi się kampanię”.
Jest oczywiście prawdą, że Polska ma problem z dzietnością, liczoną wedle dziecka na kobietę. Jeśli obecna tendencja się nie zmieni, to pod koniec bieżącego stulecia w Polsce może mieszkać ok. 25 mln ludzi, czyli o jedną trzecią mniej niż obecnie. Nie jesteśmy wyjątkiem, ponieważ dzietność spadła w UE do 1,5. U nas jest 1,37 i wskaźnik ten systematycznie maleje. Znajdujemy się na ostatnim miejscu w regionie i dziewiątym od końca w UE. Dla zachowania wielkości obecnej populacji w Europie potrzeba, aby ogólny (dla całego kontynentu) współczynnik wyniósł 2,2 proc. Wedle danych z 2021 r. najgorzej jest na Malcie (1,14), w Hiszpanii (1,23) i Włoszech (1,27), najlepiej we Francji (1,86), Rumunii (1,77) i Czechach (1,71). Ten ostatni kraj zaskoczył, ponieważ jeszcze w 1999 r. miał najniższy współczynnik dzietności.
Czytaj też: Wąsaty wuj Jarosław. Po co Kaczyński jeździ po kraju
Religia mało dzieciotwórcza
Socjologowie i demografowie analizujący przyczyny kryzysu dzietności wskazują na to, że kobiety rodzą dzieci w coraz późniejszym wieku. Jest to efekt czynników (nie wykluczają się wzajemnie) psychologicznych (zmiana w postrzeganiu wartości życiowych w tym sensie, że wzrost zamożności indywidualnej jest uważany za kolidujący z poświęceniem się na rzecz rodziny), społecznych (coraz wyższe wykształcenie i zaangażowanie zawodowe potencjalnych matek), biologicznych (kobiety odkładają macierzyństwo, ponieważ ich zdolność prokreacyjna ulega ciągłemu przedłużeniu w wyniku postępów medycyny) i ekonomicznych (kryzysy gospodarcze, np. ten spowodowany przez ostatnią pandemię, każą się zastanowić, czy powiększenie rodziny jest racjonalne z punktu widzenia finansowych podstaw życia rodzinnego).
Na uwagę zasługuje to, że poglądy religijne zdają się nie mieć dużego wpływu na „dzietnościową” demografię. Obniżenie współczynnika dzietności jest widoczne w krajach tradycyjnie katolickich (Hiszpania, Malta, Polska, Włochy), a więc tam, gdzie panująca religia miała sprzyjać licznym rodzinom. Trudno to tłumaczyć kryzysem religijnym, bo nawet jeśli ma on miejsce w Hiszpanii czy we Włoszech, to nie na Malcie czy w Polsce. Bardziej rozsądna diagnoza polega na stwierdzeniu, że religia, przynajmniej w Europie, nie jest czynnikiem, by tak rzec, istotnie „dzieciotwórczym”.
Czytaj też: Kaczyński atakuje dzieci LGBT+
U kobiet bez zmian
Nie najlepsza sytuacja w Polsce nie jest tylko wynikiem ostatnich lat. Dobrozmieńcy oczywiście deklamują, że to wina Tuska (bardziej ogólnie, w czym celuje Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym, że to spadek po „naszych poprzednikach”), ale faktem jest, że po 2015 r. sytuacja nie poprawiła się pomimo deklarowanej polityki prorodzinnej, a wręcz przeciwnie – pogorszyła. Faktycznie w 2021 r. urodziło się w Polsce o 80 tys. mniej dzieci niż w 2015 i najmniej po II wojnie światowej. 500 plus reklamowane jako mające poprawić dzietność nie spełniło tego zadania. Powody są trudne do ustalenia, aczkolwiek nie jest wykluczone, że adresaci tego zabiegu rozpoznali świadczenie jako korupcyjne, a nie „rodzinotwórcze”. Ponadto już jest tak, że jeśli jakieś beneficja finansowe, obliczone na uzyskanie dalekosiężnych konsekwencji społecznych, np. demograficznych w makroskali, nie są wspomagane odpowiednimi krokami prawnymi, naturalna tendencja polega na ich przejadaniu, a nie pożytkowaniu dla szerszych celów społecznych.
Mówiąc konkretniej, formalnoprawna sytuacja kobiet w Polsce nie poprawiła się w ostatnich latach, ale pogorszyła. Kobiety dalej są dyskryminowane w pracy, mają utrudniony dostęp do prestiżowych stanowisk (widać to np. w świecie akademickim), mniej zarabiają – wszystko to w stosunku do mężczyzn. Do tego dochodzą oficjalne zapowiedzi różnych dobrozmieńców o potrzebie wypowiedzenia konwencji stambulskiej (Polska ratyfikowała ją w 2015 r.). Nie tworzy to klimatu zaufania wobec „prorodzinnej” polityki tzw. dobrej zmiany, podobnie jak wyrok teamu (eufemistycznie zwanego Trybunałem Konstytucyjnym) mgr Przyłębskiej z 2020 r., zaostrzający prawo antyaborcyjne, i zlikwidowanie funduszy na zapłodnienie in vitro.
Badania socjologiczne dość jednoznacznie wskazują, że kobiety boją się zachodzić w ciążę w warunkach niepewności co do losu swoich dzieci po ich urodzeniu czy dalszej własnej egzystencji zagrożonej koniecznością donoszenia martwego płodu (lekarze obawiają się wykonywać zabiegi aborcyjne nawet w takich sytuacjach). Jednym z argumentów za eliminacją wcześniej dopuszczalnych przypadków aborcji było zwiększenie dzietności. Przykład Czech wskazuje, że ten argument nie ma pokrycia w rzeczywistości – kraj ma liberalne prawo aborcyjne i wysoki stopień dzietności. W tej sytuacji stanowisko polskiego Kościoła nawołujące do zaostrzenia prawa aborcyjnego, patronującego działaniom p. Godek czy Ordo Iuris, można uznać za przejaw współczesnego barbarzyństwa i Himalaje hipokryzji, skoro instytucja ta nadal chroni pedofilów we własnych szeregach.
Czytaj też: Ordo Iuris, fundamentalny bankrut?
Podziałały wina Tuska
Z powyższych uwag wynika, że władze polskie, wszystkie po 1989 r. (wcześniejsze też, ale to inna sprawa), a obecne w szczególności, niewiele czyniły i czynią dla przeciwdziałania spadkowi współczynnika dzietności. Prezes the Best ma zdanie odmienne w sprawie prorodzinnej i prodzietnej aktywności tzw. dobrej zmiany, natomiast jest skłonny uznać, że za niski stopień dzietności w Polsce odpowiadają kobiety, a dokładnie ich dawanie sobie w szyję, czyli alkoholizm.
Pan Kaczyński zapewnił, że wie to z dobrego źródła, aczkolwiek go nie ujawnił. Niewykluczone, że jego wiedza tym razem pochodzi z telewizji, którą ogląda, np. ze stacji o nazwie Trwam.
A jakie są fakty? Wedle raportu Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych na temat konsumpcji alkoholu w Polsce, opublikowanego w 2020 r., mężczyźni piją niemal trzykrotnie częściej niż kobiety, co oznacza, że piją średnio 106 dni w roku, natomiast kobiety 39. Ma to związek z konsumpcją piwa – piją je średnio 98 dni w roku, a kobiety 22. W ogólności Polacy wypijają średnio 5 l czystego alkoholu, a kobiety prawie cztery razy mniej (średnia dla mężczyzn 8,1 l, a dla kobiet 2,2). Nadto aby wykazać, że alkoholizm generuje spadek dzietności, trzeba ustalić stosowną korelację statystyczną pomiędzy nadużywaniem napojów wyskokowych a zdatnością do zachodzenia w ciążę, a nie opowiadać dyrdymały o ściganiu się pań z mężczyznami. Aż trudno uwierzyć, że ktoś ze stopniem doktora wytwarza takie bzdury – niewykluczone, że p. Kaczyński zbytnio dał w cyban (narypał się) winami Tuska.
Co wolno Kaczyńskiemu...
Bajdurzenie Prezesa the Best o dawaniu w szyję spowodowało dość powszechny niesmak, zwłaszcza wśród kobiet. Urażona poczuła się np. p. Lewandowska, żona znanego piłkarza. Ripostował jej p. Kownacki, poseł dobrozmieniec, w słowach: „Jak mówimy o poziomie dzietności, to za chwilę są mistrzostwa świata w piłce nożnej. Były państwa, które odnosiły sukcesy w piłce nożnej, a kiedy ich zespoły zdobywały puchary, wtedy zwiększała się dzietność w tych krajach, co było widoczne dziewięć miesięcy później. Dlatego życzę pani Lewandowskiej i panu Lewandowskiemu, żeby polska reprezentacja odniosła sukces na mundialu, żeby Robert Lewandowski został najlepszym strzelcem tego turnieju i żeby rzeczywiście ta dzietność była dużo większa”.
Pani Dziemianowicz-Bąk, posłanka z ramienia Nowej Lewicy, tak skwitowała ten komentarz: „Anna Lewandowska napisała o kobietach, które poroniły, zanim udało im się doczekać narodzin upragnionego dziecka. A pan ma czelność sobie z tego żartować i życzyć jej mężowi wygranej w meczu? To jest obrzydliwe”. Nie jest wykluczone, że błyskotliwy intelekt p. Kownackiego doprowadzi go do kolejnej repliki np. w takim stylu: „Robert Lewandowski odebrał moją odpowiedź na słowa jego żony. Najwyraźniej zrozumiał je właściwie, gdyż w meczu Osasuny z Barceloną bardzo prędko, bo już w 31. minucie, dostał drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną i musiał opuścić boisko. Uczynił tak, aby lepiej przygotować się do mundialu w Katarze (każda minuta jest bezcenna) i w ten sposób wspomóc polskie niewiasty w rodzeniu dzieci, ponieważ wie, że sukces w mistrzostwach świata ujawnia się nie tylko ewentualnym podniesieniem zwycięskiego pucharu, ale także po kolejnych dziewięciu miesiącach. Dał nam przykład Pan Prezes, jak zwyciężać mamy”.
Pan Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych, przydał takie coś na usprawiedliwienie Jego Ekscelencji: „Myślę, że debata na temat tego, dlaczego w Polsce rodzi się mniej dzieci, jest uprawniona. Natomiast każdy ma prawo używać takich argumentów, jakie uważa za słuszne”. Ciekawe, że p. Przydacz nie stosuje podobnej narracji wobec opozycji, np. w takiej postaci: „Myślę, że debata na temat stanu praworządności w Polsce jest uprawniona. Natomiast każdy ma prawo używać takich argumentów, jakie uważa za właściwe, np. twierdzić, że tzw. neosędziowie zostali powołani niezgodnie z konstytucją”. Wygląda na to, że co wolno wojewodzie (Kaczyńskiemu), to nie tobie, smrodzie.
Czytaj też: O Jarosławie z PiS, co Niemca nie chce
Rechot nie czyni mędrcem
Panowie Kownacki, Przydacz czy Jabłoński (wiceminister spraw zagranicznych) bronią Jego Ekscelencji z obowiązku partyjnego. Ten ostatni wkroczył w rejony filozofii: „To była wypowiedź niestety bardzo prawdziwa. Mamy do czynienia ze zmianą postaw społecznych, bardzo dużym zwrotem postaw ideowych w kierunku silnego indywidualizmu”. Niektórzy aktywiści tzw. dobrej zmiany rzecz minimalizują, powiadając, że nad Prezesem trudno zapanować. Któż by się ośmielił, skoro Jego Ekscelencja sam nie panuje nad swoim słowem i rechotem?
Jest jednak pomniejszy dobrozmienny plankton produkujący się na blogach i stojący murem za swoim guru. Oto dwa przykłady z całkiem sporej liczby. Anonimowy internauta (prawdopodobnie Polonus zagraniczny, jak ortografia wskazuje) powiada: „Obca agentura zawsze namawiala do picia i aborcji. Wiec jakie poglady mialby miec srul tusk?”. A prof. Broda, fizyk jąder atomowych (sam siebie tak określa), dodaje, zgadzając się z Prezesem the Best: „Mam niejasne przeczucie, że ten alkoholizm kobiet występuje o wiele częściej u zwolenniczek totalnej opozycji, takich jak te celebrytki przyłapane z promilami w ruchu drogowym”.
Wygląda na to, że p. Kaczyński nieźle trafił w hasło ze slangowego słownika: „Luknij na tych szyitów i szyitki w bramie, grzmocą denaturat”, podzielane przez jego zwolenników. Cóż, jak mawiali starożytni: barba non facit philosophum (broda nie czyni mędrcem). Rechot w stylu Prezesa the Best zresztą też nie, chociaż ma on rację, głosząc: „Jesteśmy i będziemy niebezpieczni”. Na pewno dla normalnej cywilizacji w Polsce. Także z uwagi na to, że nie tak dawno ponoć dawał w palnik z p. Wasilem, czołowym agentem KGB w Warszawie.
Czytaj też: In vitro. Kościół nie nadąża, a Roszkowski się myli