W piłce nożnej często decyzje o spalonym są łatwe do rozstrzygnięcia. W momencie zagrania piłki między napastnikiem a ostatnim obrońcą jest wolna przestrzeń, a decyzja sędziego nie podlega dyskusji. Jednak, jak potwierdzi każdy miłośnik technologii VAR, sprawy komplikują się, gdy dwaj zawodnicy zachodzą na siebie.
Decyzja o tym, kto kogo wyprzedza, staje się wtedy kwestią rysowania wielu linii przez części ciała, żeby sprawdzić, czy dana stopa lub ramię jest bliżej linii bramkowej niż inne. Fani drużyny atakującej będą twierdzić, że kąt jest mylący lub że akcja została zatrzymana przez analityków na ekranie już po kopnięciu piłki. Kibice drużyny broniącej będą chwalić decyzję, ale oczywiście zmienią zdanie na temat sensowności analizy, jeśli w późniejszym momencie meczu to jej napastnicy padną jej ofiarą.
Czytaj też: Kto w końcu prowadzi w sondażach? Odcinamy szum
Piłka nożna i sondaże
Proces ten ma wiele wspólnego ze sposobem, w jaki publiczność reaguje na badania wyborcze. Czasami jest oczywiste, że jedna partia znacznie wyprzedza drugą – do takiego stopnia, że zaprzeczanie faktom wydaje się całkowicie irracjonalne. Jednak w miarę, jak odległości między partiami w sondażach się zawężają, dyskusja staje się coraz bardziej napięta. Jeżeli kibicowanie drużynie piłkarskiej jest najsilniejszym znanym ludzkości stymulatorem stronniczości, to kibicowanie partiom politycznym zajmuje bliskie, drugie miejsce.
Zwolennicy największej partii będą wskazywać na garstkę sondaży, które pokazują jej przewagę, podczas gdy zwolennicy najbliższego konkurenta będą przytaczać inny zestaw badań – wykazujący niewielką lub żadną różnicę między nimi.