W piłce nożnej często decyzje o spalonym są łatwe do rozstrzygnięcia. W momencie zagrania piłki między napastnikiem a ostatnim obrońcą jest wolna przestrzeń, a decyzja sędziego nie podlega dyskusji. Jednak, jak potwierdzi każdy miłośnik technologii VAR, sprawy komplikują się, gdy dwaj zawodnicy zachodzą na siebie.
Decyzja o tym, kto kogo wyprzedza, staje się wtedy kwestią rysowania wielu linii przez części ciała, żeby sprawdzić, czy dana stopa lub ramię jest bliżej linii bramkowej niż inne. Fani drużyny atakującej będą twierdzić, że kąt jest mylący lub że akcja została zatrzymana przez analityków na ekranie już po kopnięciu piłki. Kibice drużyny broniącej będą chwalić decyzję, ale oczywiście zmienią zdanie na temat sensowności analizy, jeśli w późniejszym momencie meczu to jej napastnicy padną jej ofiarą.
Czytaj też: Kto w końcu prowadzi w sondażach? Odcinamy szum
Piłka nożna i sondaże
Proces ten ma wiele wspólnego ze sposobem, w jaki publiczność reaguje na badania wyborcze. Czasami jest oczywiste, że jedna partia znacznie wyprzedza drugą – do takiego stopnia, że zaprzeczanie faktom wydaje się całkowicie irracjonalne. Jednak w miarę, jak odległości między partiami w sondażach się zawężają, dyskusja staje się coraz bardziej napięta. Jeżeli kibicowanie drużynie piłkarskiej jest najsilniejszym znanym ludzkości stymulatorem stronniczości, to kibicowanie partiom politycznym zajmuje bliskie, drugie miejsce.
Zwolennicy największej partii będą wskazywać na garstkę sondaży, które pokazują jej przewagę, podczas gdy zwolennicy najbliższego konkurenta będą przytaczać inny zestaw badań – wykazujący niewielką lub żadną różnicę między nimi. Obie strony będą odrzucać sprzeczne z ich poglądami źródła informacji. Niezależni analitycy, którzy próbują wyciągać wnioski na podstawie niepewnych danych, spotkają się z krytyką obu stron. Neutralni obserwatorzy zaczną się zastanawiać, czy niezdecydowanych wyborców można bezpiecznie zignorować, czy też przeszkadzają w grze.
Czytaj też: Opozycja musi grać na skłócenie Kaczyńskiego z Ziobrą. Czy tak się stanie?
Przewaga PiS nad KO już nie jest pewna
Na starcie roku wyborczego wydaje się, że doszliśmy do etapu, w którym konieczne jest skonsultowanie się z politologicznym odpowiednikiem analityki VAR. Od początku 2023 r. przeprowadzono 13 sondaży dotyczących zamiaru głosowania. Podobnie jak we wcześniejszych sondażach różnica między PiS a Koalicją Obywatelską waha się od 10 pkt proc. w najnowszym badaniu CBOS do zera w najnowszym sondażu przeprowadzonym metodą bezpośrednią przez Kantar. Inne sondaże mieszczą się pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. To zróżnicowanie oznacza, że w sondażach wciąż jest dużo szumu. W każdym razie, jak pokazują linie trendu, poparcie dla partii było bardzo stabilne w 2022 r., a w pierwszym miesiącu 2023 r. niewiele się zmieniło. Jednak przestrzeń między dwiema największymi partiami powoli zaczyna zanikać.
Najnowsze zestawienie sondaży sugeruje, że gdyby wybory odbyły się w ten weekend, PiS najprawdopodobniej uzyskałby ok. 35 proc. głosów, a KO 30 proc. Choć istnieje duże prawdopodobieństwo, że poparcie dla PiS jest większe niż poparcie dla KO, nie można tego stwierdzić z całkowitą pewnością – zupełnie inaczej niż przez większość ostatnich siedmiu lat. Choć PiS jest w sytuacji nie gorszej niż rok temu, partii Jarosława Kaczyńskiego nie udało się wykorzystać niewielkiego wzrostu poparcia, jakim cieszyła się w połowie 2022 r., i od jesieni utrzymuje się na tym samym poziomie. W analogicznym okresie KO zbliżyła się do PiS. Chociaż w przypadku KO poziom zróżnicowania w sondażach wydaje się maleć, to zainteresowane strony nadal mogą wybierać taki kąt ustawienia kamery, który najbardziej odpowiada ich drużynie.
Czytaj też: PiS ruszył z kopyta i już orze. Kupuje wieś, bo elektorat się trochę obraził
Duża niepewność co do wyniku
Pozostałe drużyny stoją w obliczu innego rodzaju niepewności. Polska 2050 (11 proc.), Lewica (9 proc.) i Konfederacja (7 proc.) prawie na pewno nie znajdują się w strefie spadkowej (czyli poniżej 5-proc. progu w wyborach do Sejmu) i zajmowały stosunkowo stabilne pozycje w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Trudniej jednak jest mieć pewność, czy jedna z nich na pewno wyprzedza drugą. Z kolei PSL (5 proc.) ma takie same szanse na spadek z ligi, jak i na pozostanie w niej.
To wszystko oznacza, że wciąż istnieje duża niepewność co do ostatecznego wyniku wyborów do Sejmu. Według obecnych sondaży PiS najprawdopodobniej uzyska 204 mandaty, co oznacza, że zapewne nie będzie w stanie utworzyć rządu koalicyjnego z Konfederacją (23 mandaty). Szeroka koalicja KO (152 mandaty), Polska 2050 (40 mandatów), Lewica (31 mandatów) i PSL (9 mandatów) prawdopodobnie byłaby w stanie stworzyć większość rządzącą, ale gdyby PSL spadło poniżej progu wyborczego, mogłoby to łatwo przechylić delikatną równowagę na korzyść PiS/Konfederacji.
Rzut oka na trendy w polskich sondażach partyjnych sugeruje, że łatwo jest narysować linie proste, które wystarczająco ściśle odpowiadają poziomowi poparcia dla partii. Jednak istnieje dostatecznie dużo elementów, które nakładają się na siebie, by poddać próbie zdolności percepcyjne najbardziej neutralnych analityków, nie mówiąc już o najbardziej stronniczych kibicach.
Czytaj też: Kampania głupia i brudna. PiS poluje na Tuska, opozycja szykuje sobie masakrę