Nigdy dość podziękowań. Spotkania na wysokim szczeblu to jednak nie tylko kurtuazja, podniosłe słowa, wzajemne pochwały i komplementy. To przede wszystkim gotowość do rozwiązywania problemów i do szukania zdrowych kompromisów. Nie wszystkie jednak ważne pytania znalazły dostateczne odpowiedzi podczas pierwszej oficjalnej wizyty ukraińskiej pary prezydenckiej w Warszawie. Nie przyniosła ona podpisania traktatu o wzajemnej przyjaźni i współpracy. Podpisano natomiast trzy porozumienia w konkretnych sprawach, dobre i to. Retorycznie i symbolicznie wizyta była jednak sukcesem obu stron i na arenie międzynarodowej.
Sprawa ukraińska stała się globalna
Zwłaszcza że zbiegła się z początkiem wizyty prezydenta Emmanuela Macrona i szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen w Pekinie. Tematem wizyty warszawskiej były stosunki polsko-ukraińskie, tematem pekińskiej – m.in. perswadowanie Chińczykom, by nie pomagali Rosji w wojnie w Ukrainie. To pokazuje, że sprawa ukraińska stała się globalna. Ta wojna już zmieniła układ sił w Europie i poza nią, ale skutki w pełni ocenimy dopiero po jej zakończeniu.
Wtedy na wokandzie Zachodu stanie kwestia planu pomocy w odbudowie Ukrainy ze zniszczeń. Mówimy tu o zawrotnych kwotach. Na płaszczyźnie politycznej trzeba będzie jasno odpowiedzieć Ukrainie, kiedy zostanie pełnoprawnym członkiem NATO – Finlandia została przyjęta w rekordowym tempie, Węgry Orbàna i Turcja Erdoğana wciąż zwlekają z ratyfikacją zgody na członkostwo Szwecji – oraz Unii Europejskiej.
Ukraina w obu tych transnarodowych organizacjach to klęska polityki Putina, a zwycięstwo Ukrainy wspieranej przez Zachód. Warunkiem wyjściowym tego procesu jest obronienie się Ukrainy na polu militarnym przed napaścią Rosji. Na dyplomatycznym daje sobie radę. Ambasador Ukrainy przy ONZ bez ogródek skrytykował objęcie przez wojującą Rosję kadencyjnego przewodnictwa Rady Bezpieczeństwa.
Czytaj także: Zachód już wie, że droga do pokoju w Ukrainie będzie długa. Którędy mogłaby prowadzić?
Między Warszawą a Kijowem
Mnóstwo spraw do załatwienia jest też na wokandzie polsko-ukraińskiej. Generalnie cel jest taki sam jak Zachodu, ale sąsiedztwo i historia obu naszych narodów czyni naszą wokandę szczególnie ważną. Bo udało się otworzyć nowy rozdział w naszych relacjach. W żywotnym interesie Polski i Ukrainy leży, by przełom okazał się trwały. Przyjęliśmy setki tysięcy uchodźców – w samej Warszawie znalazło schronienie ok. 100 tys. – historyczne rachunki wzajemnych krzywd eksponuje dziś tylko nacjonalistyczna prawica.
Polska opowiedziała się jasno po stronie walczącej Ukrainy. Za tym poszły czyny. Jesteśmy głównym zapleczem ukraińskiego wysiłku obronnego, dostarczamy i sprzedajemy sprzęt bojowy i środki walki. Z tej drogi trudno już zboczyć. To wybór strategiczny. Gdy Polską będzie rządzić dzisiejsza opozycja, ten wybór podtrzyma.
Jest jednak problem. Nie mówi się o nim wiele, bo mamy czas wojny. Dziś rządzi obóz Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry – niechętny politycznie Unii Europejskiej, atakujący Niemcy, próbujący budować przymierze z skrajną prawicą w UE i w USA. Dyplomaci unijni, amerykańscy i ukraińscy to widzą. Ukrainie pomaga Polska skonfliktowana z UE i czekająca z nadzieją na powrót Donalda Trumpa. Jeśli obóz Kaczyńskiego utrzyma się u władzy, z taką politycznie Polską będzie musiała nadal współpracować Ukraina.
Sytuacja jest dla niej delikatna: z jednej strony Zełenski dziękuje Polakom za solidarność z Ukrainą, a z drugiej kieruje się doskonałym rozeznaniem sytuacji. Wizyty oficjalne złożył najpierw w Waszyngtonie, Berlinie i Brukseli. Niemiecki wolumen pomocy dla Ukrainy jest większy niż polski. Pisowskie roszczenia odszkodowawcze adresowane do Niemiec Ukraina traktuje oczywiście jako sprawę wewnętrzną Polski, ale trudno, by w takiej sytuacji stawiała bardziej na Warszawę niż na Berlin czy Brukselę. Potrzebuje partnera wiarygodnego w oczach głównych stolic UE, które będą z nim chciały i mogły współpracować.
Dobra „chemia” załagodzi napięcia?
Ukraina chce partnerstwa na równej stopie, chce być podmiotem, a nie przedmiotem polityki Zachodu i samej Polski. „Naszym partnerem strategicznym w wchodzeniu do UE będą Niemcy”. Te słowa znanego historyka prof. Jarosława Hrycaka cytuje w środowej „GW” prof. Wojciech Sadurski, który rozmawiał z nim ostatnio we Lwowie. Nie są to słowa zaczepne ani niewdzięczne. Hrycak nie jest politykiem, tylko intelektualistą, ale tak stanowcza opinia pokazuje, że uwikłanie się rządu Morawieckiego w konflikt z UE i Niemcami rzutuje na ukraińskie postrzeganie Polski pod rządami PiS. Napięcie nieco łagodzi dobra „chemia” między prezydentami Zełenskim a Dudą. Prezydent Polski przypieczętował te relacje przyznaniem Zełenskiemu orderu Orła Białego.
W Arkadach Kubickiego, gdzie spotkali się polscy i ukraińscy przedsiębiorcy, obaj prezydenci nie tylko dziękowali biznesmenom za współpracę pomagającą Ukrainie w czasie inwazji rosyjskiej. Prezydent Duda pomarzył nawet, że w niedalekiej przyszłości fizyczna granica między Polską a Ukrainą zniknie, bo Ukraina zostanie członkiem UE. Dostaliśmy sygnał, że rodzi się wizja jakiejś unii gospodarczej, a Polska będzie miała wielki udział w powojennej odbudowie Ukrainy. Każdy wie jednak, że bez Zachodu ewentualny „plan Marshalla” jest pobożnym życzeniem i wymaga natowskich gwarancji bezpieczeństwa dla inwestorów i wykonawców.
Tymczasem wcześniej od premiera Morawieckiego Zełenski usłyszał podczas briefingu prasowego po ich rozmowach, że Polska chce być liderem Europy, a Zachód nie stanął na wysokości zadania. To bardzo niezręczne, bo podważające w obecności prezydenta Ukrainy wartość zaangażowania Zachodu, który przecież świadczy pomoc w sumie większą niż sama Polska. Morawiecki wspomniał, że rozmawiali z Zełenskim o zapalnej sprawie zboża z Ukrainy, które miało być transportowane przez Polskę dalej w świat, ale nie jest w zakładanej skali. Obaj politycy zapewnili, że znajdą rozwiązanie. Zobaczymy. Do krytyki Zachodu prezydent Ukrainy się nie odniósł. Słusznie. Wytyki premiera stawiały go w niezręcznej sytuacji. Były niestosownym aktem politycznej samopromocji jego obozu politycznego.
Przelotnie wspomniano o sprawie Wołynia. To wciąż gorąca kwestia polityki historycznej w obu państwach. Oczywiście wizyta miała inne cele i zadania, ale była okazją, by zapowiedzieć, że i na tym polu nastąpi przełom. Np. udział prezydentów Polski i Ukrainy we wspólnych obchodach 80. rocznicy tej tragedii.
Przed Zamkiem Królewskim prezydent Duda wygłosił w środę wieczorem być może najlepsze przemówienie, odkąd objął urząd. Zajął jasne stanowisko wobec napaści rosyjskiej, którą jednoznacznie potępił. Obiecał, że Polska z tego kursu nie zejdzie, a pomoc i poparcie dla Ukrainy będą kontynuowane. Szkoda, że równie stanowczo nie bronił dotąd demokracji i rządów prawa we własnym kraju. Prezydent Zełenski skupił się na podziękowaniach dla Polski i podtrzymaniu ducha w walczącym narodzie ukraińskim. „Sława Ukrainie, sława Polsce!”. Mocna puenta historycznego momentu w stosunkach polsko-ukraińskich.
Czytaj też: Nowa żelazna kurtyna. Rosja ustawia się plecami do Zachodu