Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Szpieg mimo woli. Nowy bat PiS na dziennikarzy, aktywistów i opozycję

Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Pytanie o to, czym zasadniczo różni się państwo PiS od PRL, daje coraz bardziej alarmującą odpowiedź.

Fundacje Helsińska i Panoptykon alarmują, że wniesiony właśnie przez PiS do Sejmu projekt zmian w kodeksie karnym zagraża wolności słowa, ujawnianiu korupcji i innych patologii przez sygnalistów i dziennikarzy. Można do tego dodać zagrożenie dla aktywistów organizacji strażniczych, sędziów czy polityków opozycji, których da się ścigać np. za „skarżenie na Polskę do Brukseli”, jak określiła to swego czasu premier Beata Szydło.

Nowe przepisy karne przewidują m.in. ściganie i oskarżanie o szpiegostwo nieumyślne, a także możliwość inwigilacji bez zgody sądu osób podejrzewanych o nieumyślne szpiegostwo. O tym, czy można je podejrzewać – a więc i inwigilować – zdecyduje szef ABW.

Czytaj też: Hotele na podsłuchu. Czy to jeszcze III RP, czy już PRL bis?

Groźna gumowa definicja

Definicja nieumyślnego szpiegostwa jest – jak zwracają uwagę w opinii dla Sejmu przesłanej marszałkini Elżbiecie Witek fundacje Helsińska i Panoptykon – sformułowana tak, że można ją stosować bardzo szeroko. Nieumyślne szpiegostwo to „ujawnienie informacji mogącej wyrządzić szkodę RP, osobie lub podmiotowi, co do którego na podstawie towarzyszących okoliczności sprawca powinien przypuszczać, że bierze udział w działalności obcego wywiadu”. Wszystko w tej definicji jest uznaniowe.

Bo jaka to informacja może „wyrządzić szkodę RP”? Zdecyduje arbitralnie szef ABW. Przy czym nie musi to być informacja chroniona tajemnicą jakiejkolwiek rangi. Mało tego, wcale nie musi spowodować szkody – wystarczy, że może ją spowodować. A więc szef ABW może za nieumyślne szpiegostwo uznać, że wspomniane „skarżenie na Polskę do Brukseli” szkodzi interesom, bo powoduje, że obcinają nam dotacje, stawiają rozmaite warunki, a do tego Polska musi płacić miliony euro kar za niedostosowanie się do – wynikających ze „skarżenia” – zarządzeń tymczasowych TSUE. Winni „skarżenia” są nie tylko opozycyjni politycy, ale też niezależni sędziowie, prokuratorzy i organizacje strażnicze.

A co to znaczy, że „powinno się przypuszczać”, że osoba, której ujawnia się jakąś informację (przypomnijmy: bynajmniej nie chronioną tajemnicą), „bierze udział w działalności obcego wywiadu”? Oczywiście, jeśli taki akt oskarżenia trafiłby do niezawisłego sędziego, ten wziąłby pod uwagę, że w prawie karnym jest zasada, że winy nie można domniemywać, a zatem tej „gumowej” definicji nieumyślnego szpiegostwa nie można interpretować szeroko, tylko maksymalnie wąsko. Ale po pisowsko-ziobrowej „reformie sądownictwa” szansa na to, że trafi się na niezawisłego sędziego, ciągle maleje.

Po drugie, nie musi chodzić o to, żeby kogoś skazać. Wystarczy, że będzie go można bez kontroli sądu inwigilować. Jak głośnym już Pegasusem. A wobec kogo go używano? Wobec polityków, adwokata polityków, niezależnej prokuratorki, szefa przedsiębiorców, szefa wówczas dopiero rozpędzającego się rolniczego ruchu protestu (AgroUnii), dziennikarza współpracującego z polskimi służbami, szefa nielubianego przez władzę samorządowego stowarzyszenia „Tak! Dla Polski”. Można podejrzewać, że Pegasus używany był też przeciw opozycji ulicznej. A więc inwigilowano nim osoby czy środowiska, które władza postrzega jako konkurencję.

I zapewne nie inaczej byłoby z „nieumyślnym szpiegostwem”, które otworzy służbom pole dowolnej inwigilacji.

Czytaj też: Szykana miękka. Nowy sposób PiS na niepokornych sędziów

Kafkowski absurd, ale nie takie już widzieliśmy

W opinii fundacji Helsińskiej i Panoptykon czytamy, że „enigmatycznie sformułowana definicja (…) może zagrozić swobodzie działalności obywatelskiej. Dotyczy to m.in. organizacji społecznych interweniujących w instytucjach europejskich w przypadku łamania praw obywatelskich przez władze czy dziennikarzy ujawniających nieprawidłowości – np. w wojsku. (…) Zagrożeni mogą poczuć się też np. przedsiębiorcy omawiający z zagranicznymi inwestorami wspólne przedsięwzięcia.

Definicja szpiegostwa nieumyślnego jest tak nieprecyzyjna, że znacząco poszerza liczbę osób, które można o to przestępstwo podejrzewać. A tym samym – prowadzić względem nich działania operacyjne i zbierać na nie haki. Podobnie będzie z wprowadzeniem karalności przygotowania do szpiegostwa. Nie ma znaczenia, czy te osoby zostaną skazane, bo zebrane już informacje mogą być wykorzystane w inny sposób, mogą też wyciec do mediów”.

Nie są bezpieczni także dziennikarze i sygnaliści. Jeśli szef ABW zarządzi wobec dziennikarza inwigilację, to ma „wyjście” nie tylko na całą redakcję (np. takie, które zabiegają o przedłużenie koncesji), ale na jej informatorów. Czyli sygnalistów. Władza, która ma wiele brudnych tajemnic, sygnalistów obawia się najbardziej, bo dostarczają opinii publicznej nie tylko wiedzę, ale przede wszystkim dowody, których można potem użyć, np. procesowo. A Zjednoczonej Prawicy na niczym nie zależy tak bardzo jak na uniknięciu odpowiedzialności za nadużywanie władzy i afery.

Przepis, napisany enigmatycznie i podatny na wiele interpretacji, chroni także służby przed odpowiedzialnością za nadużycia – w tym wypadku inwigilowania. Nie można bowiem przekroczyć granicy uprawnień, jeśli te uprawnienia są tak nieprecyzyjnie sformułowane.

Poza tym już samo istnienie enigmatycznego „nieumyślnego szpiegostwa” czy „przygotowań” do szpiegostwa wywołuje efekt mrożący. Poczynając od tego, że ludzie będą się bali wziąć udział w politycznych sondażach, w tym w badaniach socjologicznych, bo skąd pewność, że ktoś, kto przychodzi, dzwoni i wypytuje, nie jest współpracownikiem obcego wywiadu?

Efekt mrożący wywoła nowe prawo także wobec dziennikarzy, sygnalistów, aktywistów. I w ogóle wobec debaty publicznej. Każda krytyka władzy może przecież – szczególnie jeśli jest publiczna – dotrzeć do uszu pracownika obcego wywiadu, szkodząc opinii o Polsce. To kafkowski absurd, ale nie takie absurdy zdarzają się przez ostatnie osiem lat w państwie PiS.

Wniesiona do Sejmu nowelizacja kodeksu karnego zawiera też mnóstwo innych absurdalnych i niebezpiecznych pomysłów, które fundacje Helsińska i Panoptykon pokazują w swojej opinii. Projekt można potraktować jako „wyborczy”, tak jak cały szereg innych: od nowelizacji prawa wyborczego po „lex pilot” i czasowe odebranie możliwości nadawania naziemnego niezależnym stacjom, co ma ułatwić Zjednoczonej Prawicy utrzymanie władzy.

Pytanie o to, czym zasadniczo różni się państwo PiS od PRL, daje coraz bardziej alarmującą odpowiedź.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną