Prezydent Andrzej Duda w pisowskim tempie podpisał „lex Tusk” w interesie PiS. Decyzję opakował frazesami o jawności życia publicznego i potrzebie obiektywnego wyjaśnienia zagrożeń, jakie stawia przed Polską i wolnym światem agresja Putina na Ukrainę. Doktor prawa i nominalnie strażnik naszej konstytucji zignorował ostrzeżenia wielu prawników i Senatu RP dotyczące sprzecznej z nią i z zasadą trójpodziału władz ustawy o zbadaniu wpływów rosyjskich w Polsce.
Czego prezydent Andrzej Duda nie powiedział?
W pierwszych minutach swego krótkiego wystąpienia Andrzej Duda opowiedział o rozmowie z premierem Morawieckim, w której miał go przekonywać do zgłoszenia na forum Rady Europejskiej UE wniosku o powołanie komisji badającej wpływy i ingerencje rosyjskie na poziomie Unii Europejskiej. Powołał się na działające już we Francji i Niemczech komisje parlamentarne poświęcone tej sprawie. Przypomniał polską „komisję Rywina” jako pozytywny przykład wypełniania przez parlament obowiązku wobec obywateli. Nie wspomniał, że to była komisja śledcza, a nie sąd kapturowy, jakim może być komisja mająca powstać na mocy przyjętej teraz ustawy. Te przywołania brzmią dobrze w uszach elektoratu „zjednoczonej prawicy”, ale nie przekonają wyborców głosujących na partie demokratyczne.