Rada UE ds. Ogólnych (unijni ministrowie) przeprowadziła we wtorek wysłuchania Polski i Węgier w ramach procedury z art. 7. – U sporej części ministrów czuć było niezadowolenie z powodu zaniżania rangi delegacji – mówi jeden z naszych rozmówców w Brukseli. Chodzi o to, że Warszawa wysłała tylko ambasadora przy UE Andrzeja Sadosia zamiast Szymona Szynkowskiego vel Sęka, ministra ds. UE.
„Lex Tusk”. Jourová: Jesteśmy zaniepokojeni
Podczas wysłuchania Polski pytania zadawali ministrowie z dziesięciu krajów Unii: Niemiec, Francji, Austrii, Beneluksu, Portugalii, Danii, Irlandii i Finlandii, czyli jak zwykle milczały kraje Europy Środkowo-Wschodniej tkwiące w „koalicji ciszy” wygodnej dla władz Polski.
Sadoś miał domagać się (bardziej stanowczo niż węgierska minister Judit Vargi) szybkich kroków w kierunku zamknięcia całej procedury. Próbował też doprowadzić do tego, żeby wysłuchanie nie dotyczyło najnowszej sprawy dotyczącej Polski, o której znowu głośno jest na całym świecie. Czyli przepchniętej przez PiS i podpisanej przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy o komisji mającej badać wpływy rosyjskie (nazywanej powszechnie „lex Tusk”). Nowe prawo według wielu ekspertów łamie co najmniej trzy konstytucyjne zasady. Opozycja zaś alarmuje, że przepisy są tak skonstruowane, by wykluczyć z życia publicznego przede wszystkim Donalda Tuska.
I rzeczywiście podczas wtorkowej dyskusji ministrowie z innych krajów Unii nie stawiali pytań o nowe prawo.