Jest nowy rozdział w „księdze pojednania” polsko-ukraińskiego. W 80. rocznicę krwawej czystki etnicznej, nazywanej powszechnie rzezią wołyńską, arcybiskupi Stanisław Gądecki i Światosław Szewczuk podpisali wspólne orędzie dotyczące tej zbrodni popełnionej na niewinnej ludności polskiej przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii w latach 1943–45. W ten proces pojednania wielki wkład miał Jan Paweł II. „Powinniśmy pamiętać o jego osobistej inicjatywie i osobistym patronacie nad tym procesem”, czytamy w kościelnym dokumencie ogłoszonym 7 lipca.
Pojednanie na papierze potrzebuje czynów
Jego wymowa jest pozytywna i krzepiąca: popiera dążenie do „ułożenia wspólnej przyszłości jak wolni z wolnymi i równi z równymi”. Obaj zwierzchnicy kościelni, rzymskokatolicki i greckokatolicki, zwracają uwagę, by nie mieszać przebaczenia z pojednaniem: „przebaczenie uprzedza pojednanie”. Przebaczenie jest „doświadczeniem wewnętrznym”, dokonującym się w konkretnej osobie. Do osiągnięcia pojednania potrzebne jest „zaangażowanie wszystkich stron uwikłanych w konflikt”. Może nastąpić pod warunkiem wzajemnej wymiany przebaczenia i tylko wówczas, gdy buduje się je na prawdzie i sprawiedliwości.
Orędzie unika tonów triumfalistycznych. Jego sygnatariusze, reprezentujący dwie wielkie wspólnoty wyznaniowe, z jednej strony piszą o sukcesie, z drugiej zaznaczają, że dokumenty to nie wszystko. Sukces polega na tym, że proces pojednania toczy się od wielu lat i świadczą o tym deklaracje. Ale pojednanie „osiągnięte na papierze” potrzebuje także czynów. Ekshumacji i godnego pogrzebu szczątków niewinnych ofiar oraz ich upamiętnienia; prac historyków umożliwiających poznanie faktów i ich ocenę.
„Nie ma ludzi niewinnych”
Oczywiście, skrzydlate słowa mają swoją moc, ale mają też skutki społeczne, czasem niezakładane przez autorów. Orędzie wspomina o oporze w społeczeństwie katolickim w Polsce przeciwko słynnemu listowi katolickich biskupów polskich do katolickich biskupów niemieckich z 1965 r. („udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”). A jednak bez tego listu trudniejsza byłaby odnowa relacji polsko-niemieckich po 1989 r.
Czasem bywa tak w historii, że jakiś gest, wypowiedź, dokument przychodzi pozornie przedwcześnie, a później, gdy emocje opadną, okazuje się momentem przełomowym. Powstaje nowa sytuacja, w której za słowami idą czyny. Nie tylko polityków, ale i obywateli. Żeby tak się stało, potrzebna jest jednak długa i mozolna praca, niezrażanie się mnożącymi się trudnościami i wzajemną nieufnością. Bo przecież – jak czytamy w orędziu na rocznicę zbrodni wołyńskich – „nie ma ludzi niewinnych”, wszyscy grzeszymy przeciwko ewangelicznym zasadom, grzeszyli przeciwko nim zarówno chrześcijanie ukraińskiego, jak i polskiego pochodzenia. Dlatego Jan Paweł II podczas pielgrzymki w Ukrainie w 2001 r. apelował we Lwowie, że „czas już oderwać się od bolesnej przeszłości”. 21 lat później Polacy pokazali, że są gotowi do tego, niosąc masową, spontaniczną, oddolną pomoc uchodźcom z napadniętej przez Rosję Ukrainy. Ziarno wydało plon. Musimy jednak pamiętać, że nic nie jest dane na zawsze.