Mińsk mógł wybrać inaczej, bo poligonów ma niemało, ale wybrał właśnie ten, co jest oczywiście strategiczną sygnalizacją i jawną prowokacją wobec Polski i NATO: „Patrzcie, mamy u waszych granic siły nieprzewidywalne i groźne, krwawo doświadczone w boju i niecofające się przed niczym”.
To, czy i jakie Łukaszenka ma zamiary i kompetencje, by użyć tych sił przeciwko Polsce i NATO, chwilowo nie jest jasne. To, że nie zawahał się ich pokazać jako groźby, jest ewidentne. Komunikaty białoruskiego resortu obrony są z pozoru eleganckie i nie budzą niepokoju: „Siły specjalne pod kierunkiem specjalnej formacji wojskowej Wagner szkolą się w doświadczeniach ze specjalnej operacji wojskowej”. Słowa „wojna” ani „Ukraina” nie padają. Ale wszyscy dziś już wiedzą, co, gdzie i jak robili bojownicy Grupy Wagnera w Ukrainie i jakimi doświadczeniami mogą się dzielić z białoruskim specnazem. Mordercza walka w okopach? Zabijanie jeńców? A może samobójcze szturmy na miasta, jak w Sołedarze i Bachmucie? Na razie sprawy nie posunęły się aż tak daleko. Co nie znaczy, że są niegroźne.
Białoruska armia ze wspólnego z wagnerowcami poligonu zdecydowała się pokazać światu operacje minidronami chińskiej marki DJI, które po obu stronach frontu w Ukrainie są uzbrojeniem powszechnym i masowo stosowanym.