Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pisowski piruet w sprawie Ukrainy. Trzy powody i przyziemne kalkulacje

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Mateusz Morawiecki. Warszawa, 5 kwietnia 2023 r. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Mateusz Morawiecki. Warszawa, 5 kwietnia 2023 r. Kancelaria Prezesa RM
Ewidentnie od budowania polskiego „soft power” PiS woli teraz chronić swój polityczny kapitał u progu wyborów. Takie czasy.
Jarosław Kaczyński: „Dajemy, ale musi być pokwitowane”.Twitter Jarosław Kaczyński: „Dajemy, ale musi być pokwitowane”.

Wygląda na to, że nie ma takiego piruetu, którego PiS by nie wykręcił w imię swoich wyborczych interesów. Pstryk – i nagle cały obóz władzy łącznie z tzw. telewizją publiczną przestawia się na całkiem nowy język. Napadniętej przez Rosję Ukrainie nie pomagamy już ot tak, po prostu. Ukrainie pomagamy, bo taki jest interes Polski. I tylko w granicach, które ten interes wyznacza.

Czytaj też: Polska staje się dla Ukrainy coraz bardziej kłopotliwym sojusznikiem

PiS ewidentnie utwardził retorykę

Jarosław Kaczyński: „Pomagamy, chcemy pomagać, to jest w naszym interesie. Ale nie na zasadzie, że jeden daje, a drugi tylko bierze. Nie przyjmujemy takiej polityki: »bierzemy, ale nie kwitujemy«. Dajemy, ale musi być pokwitowane”.

Mateusz Morawiecki: „Zawsze będziemy bronić dobrego imienia Polski, jej bezpieczeństwa, a interes żadnego innego państwa nigdy nie będzie stał ponad interesem Rzeczypospolitej”.

Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz: „Ukraina powinna zacząć doceniać to, co robi dla niej Polska”.

Koalicjant (aktualny, jego sympatie bywają zmienne) Paweł Kukiz: „Jeśli Ukraina chce, by Polska wspierała jej aspiracje do członkostwa w Unii, to niech zacznie się zachowywać jak cywilizowane państwa”.

Pracownik „Wiadomości”: „Wsparcie Ukrainy na obecną skalę nie jest bezwarunkowe i warto, żeby rząd w Kijowie o tym pamiętał”.

To tylko garść cytatów z ostatnich kilku tygodni, a podobnych wypowiedzi było dużo więcej. PiS ewidentnie utwardził retorykę w sprawie Ukrainy. Ten zwrot wziął się z kilku powodów.

Powód pierwszy to prawdopodobnie próba dostosowania się do oczekiwań i nastrojów własnego elektoratu. Elektoratu, który przynajmniej w części chłodno przyjął postawę Kijowa w czasie lipcowych obchodów 80. rocznicy rzezi wołyńskiej (ludobójstwa dokonanego na Polakach przez Ukraińców w czasie II wojny). Ukraińcy nie wykonali żadnego znaczącego gestu pod adresem Polaków, nie padło „przepraszamy i prosimy o wybaczenie”. To wystawiło PiS na zarzut, że prowadzi naiwną politykę wobec Ukrainy.

Powód drugi jest bliskim krewniakiem pierwszego. PiS obawia się zapewne przepływu wyborców do Konfederacji. Zaostrzenie retoryki w sprawie Ukrainy to próba zminimalizowania tego ryzyka. Skrajna prawica od początku wojny atakowała rząd za zbyt miękką i proukraińską politykę. Grzegorz Braun rozkręcał akcję „Stop ukrainizacji Polski”, a w prawicowym internecie trwała szeptanka o przywilejach dla Ukraińców w Polsce. I że Ukrainki odbiorą Polkom partnerów i mężów. Konfederacja – także na takich nastrojach – urosła w sondażach i zaczęła być kłopotem dla PiS. A zatem, wydedukowali chytrze sztabowcy partii rządzącej, trzeba konfederatom zabrać paliwo polityczne i zmienić ton w opowieści o polskiej pomocy dla Ukrainy.

Powód trzeci to obawa o nastroje rolników. Grupy nielicznej, ale wpływowej zwłaszcza na kluczowej dla PiS polskiej wsi. Tylko do 15 września obowiązuje unijny zakaz importu ukraińskiego zboża; jego zniesienie mogłoby doprowadzić do strat polskich rolników, bo ukraińskie zboże jest tańsze. Morawiecki już zapowiedział, że Warszawa – niezależnie od decyzji Brukseli – przedłuży obowiązywanie zakazu. A Kaczyński kilka razy podkreślał, że Polska obroni polskie rolnictwo, nawet jeśli będzie to oznaczało spór z Ukrainą.

Czytaj też: Polska i Ukraina, przyszłość w cieniu historii

Przyziemne kalkulacje

Zmiana podejścia PiS do Ukrainy może być też reakcją na działania Kijowa. Polski ambasador został wezwany do tamtejszego MSZ w związku z wypowiedzią Przydacza, a wiceszef kancelarii prezydenta Ukrainy Andrij Sybiga oświadczył: „W tych wyjątkowych okolicznościach naleganie, aby Ukraina w ramach wdzięczności dla Polski zaakceptowała zamknięcie swoich granic dla ukraińskich produktów rolnych, jest równoznaczne ze zmuszaniem nas do zgody na eutanazję. Nie ma nic gorszego, niż gdy twój wybawca żąda od ciebie opłaty za ratunek, nawet gdy krwawisz”.

PiS może też obawiać się, że w nieco odleglejszej, powojennej przyszłości Ukraina postawi na współpracę przy odbudowie kraju raczej z bogatszymi państwami Zachodu niż z Polską.

Trudno jednak nie ulec wrażeniu, że w tym wszystkim rządzą przyziemne i nieprzynoszące chwały kalkulacje, jakby tu nie stracić kilkuset tysięcy głosów, a może coś nawet zyskać. Nie wytrzymał nawet Jacek Czaputowicz, były minister spraw zagranicznych w rządzie Morawieckiego, który w Polsat News ocenił, że „są państwa silne jak lwy, są państwa przebiegłe jak lisy i są państwa jak hieny czy szakale. I my prowadzimy teraz politykę szakali, hien”.

Ewidentnie od budowania polskiego „soft power” PiS woli teraz chronić swój polityczny kapitał u progu wyborów. Takie czasy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną