Defilada, defilada i po defiladzie. Najważniejsze oficjalne wydarzenie wojskowego roku było niezwykle udane, ale większego wpływu na stan polskiej obronności nie miało. Krzepiące obrazki nowych czołgów, dział samobieżnych, wozów bojowych, samolotów i śmigłowców miały upewnić Polaków, że wojsko nabiera odstraszającej siły, a w razie potrzeby będzie w stanie ich skutecznie bronić.
Minister obrony zapewniał nawet, że już zbudował potężną armię – bo jak wiadomo z jego poprzednich wystąpień, czego nie tknie się Mariusz Błaszczak, staje się to faktem natychmiast. Ale gdy się wsłuchać w słowa prezydenta, więcej było tam realizmu – procesów, sojuszy i uwarunkowań prawnych, również tych do zmiany. System jest w budowie, a może i wymaga przebudowy – sygnalizował Andrzej Duda. W czasie obchodów Święta Wojska Polskiego dwukrotnie wspomniał o potrzebie zmian legislacyjnych w systemie bezpieczeństwa narodowego i nowym etapie reformy dowodzenia.
Prezydent chce jeszcze w kończącej się kadencji Sejmu przeforsować powołanie dowództwa sił połączonych, odtworzenie dowództw poszczególnych rodzajów wojsk oraz ujednolicenie struktur i procedur, tak by przejście ze stanu pokoju do stanu wojny nie wiązało się z biurokratyczną kołomyją, na którą w sytuacji dynamicznie rosnących zagrożeń może nie być czasu. Dla wielu osób od niedawna zainteresowanych tematyką obronną – a takich w ostatnich latach przybyło – inicjatywa może się wydawać ciekawą nowością, ale w istocie to temat z brodą. Można by rzec, że to broda