W cyklu komentarzy „Weekend kampanii” dziennikarze i publicyści „Polityki” co tydzień podsumowują najważniejsze wydarzenia kampanii, omawiają ich skutki oraz zmiany notowań partii.
Gdy PiS odgrzewał nieświeże kotlety, Koalicja Obywatelska zwierała szeregi. Pogoda służyła wielkodusznie i Kaczyńskiemu, i Donaldowi Tuskowi. Szczęśliwie nigdzie nie odnotowano aktów przemocy, ale w Gorlicach (jeszcze w piątek) w obawie przed protestami podczas wizyty Mateusza Morawieckiego zmieniono jego spotkanie z wyborcami z otwartego na zamknięte. Premier i tak został wygwizdany.
Skąd te nerwy w PiS?
Nerwowość PiS ma konkretne powody: tematy, które proponuje, nie rezonują tak, jakby sobie życzyli sztabowcy i propagandyści tej partii. Poseł Marek Ast wywołał w obozie konsternację, gdy przyznał, że do „lex Tusk” trzeba będzie powrócić po wyborach. Donald Tusk natychmiast poczuł krew i ogłosił, że to kapitulacja. Chaosu na ten temat w obozie Kaczyńskiego nie dało się ukryć. Sam prezes-wicepremier rzucił w niedzielę zdawkowo, iż „sądzi, że komisja będzie”.
Nie rezonowało też hasło wyborcze ogłoszone przez Kaczyńskiego: „Bezpieczna przyszłość Polaków”. Opozycja od razu je zdekonstruowała: Polska weszła w recesję (PKB kwartał do kwartału skurczył się o 3,7 proc.), a 2 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie. Nadal nie płyną do nas fundusze na KPO. Szef klubu KO Borys Budka oznajmił, że Polska jest ekonomiczną „czerwoną wyspą” w Unii Europejskiej.