Do mnie Mateusz Morawiecki napisał miesiąc temu. Okazją było uchwalenie przez parlament podwyżki comiesięcznego świadczenia wypłacanego od jakiegoś czasu działaczom opozycji antykomunistycznej w czasach PRL. List pełen był patriotycznego patosu, autor podkreślał też zasługi własnego rządu w docenieniu „fundatorów wolnej ojczyzny”. W kopercie był drugi list – szefa Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, i tu złudzeń nie było, bo przedwyborczy przekaz płynął wprost. Urzędnik państwowy dowodził, że „dopiero po ćwierćwieczu rządów wolnej Polski”, tj. od 2015 r., działacze opozycji z czasów PRL „zostali otoczeni opieką”.
Czytaj też: Właśnie dostałem list od Morawieckiego. Przypadek?
Byle zdążyć przed wyborami
Teraz znajomi, którzy mają dzieci w wieku poniżej 18 lat, opowiadają, że też dostali list od samego premiera. Fakt, mailowy, ale zawsze. Oto bowiem ZUS, a więc instytucja państwowa, postanowił akurat teraz, na początku października, powiadomić rodziców, że za dobrych kilka miesięcy, w styczniu 2024 r., zaczną dostawać na każdą pociechę już nie 500, a 800 zł. Tej informacji towarzyszą dodatkowe: że z programu korzysta ponad 6,7 mln dzieci, a na wsparcie rodzin w bieżącym roku przeznaczone jest ponad 40,3 mld zł.
Jest też komentarz: „Rządowy program wsparcia dla rodzin to inwestycja w przyszłość kolejnych pokoleń Polaków. Zwiększone świadczenie wychowawcze będzie nadal przyczyniać się do poprawy sytuacji polskich rodzin”. I by tym razem wszystko było już jasne – do wyborów wszak coraz mniej czasu – tę radosną wieść podpisał sam Mateusz Morawiecki (obok sygnuje ją Marlena Maląg, ministerka rodziny i polityki społecznej, a na końcu dopiero prezes ZUS Gertruda Uścińska).