Umowa koalicyjna zapowiada trudne kompromisy. Ale widać, że kierownik jest tu jeden
Na trzy dni przed pierwszym posiedzeniem Sejmu i na kilka tygodni przed formalnym utworzeniem rządu liderzy Platformy, Polski 2050, PSL i Lewicy podpisali umowę koalicyjną. Dokument jest zapowiedzią nowych czasów i porządków; ta koalicja będzie stała pod znakiem trudnych negocjacji i równie trudnych kompromisów, z których nikt nie będzie w pełni zadowolony (ale i niezadowolony).
Czytaj też: Czy symetryści spuścili z tonu? Nic podobnego. 7 nowych przekazów
Obietnica wielkiego sprzątania po PiS
Pierwsza część umowy kreśli ramy programu rządu Donalda Tuska. Punktów jest sporo, niektóre całkiem konkretne (jak pełnopłatne chorobowe od pierwszego dnia), inne wymagają znacznego doprecyzowania.
Mamy tu zatem obietnicę podwyżek dla sfery budżetowej, w tym nauczycieli, a stosowne projekty powstaną w pierwszych stu dniach rządu. Umowa nie mówi jednak – jak Donald Tusk w kampanii – o wysokości tych podwyżek. Jest zapowiedź zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia i likwidacji limitów na leczenie w ramach NFZ oraz „dołożenia wszelkich starań”, by skrócić kolejki do specjalistów. Nie ma natomiast – znanej z kampanii Trzeciej Drogi – gwarancji dostania się do specjalisty w określonym czasie, gdy kolejka będzie się przedłużała.