Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

„Polska nie będzie już państwem”. Spieszmy się notować słowa prezesa, bo zaraz odejdzie

Jarosław Kaczyński. Organizowane przez PiS obchody Święta Niepodległości w Krakowie Jarosław Kaczyński. Organizowane przez PiS obchody Święta Niepodległości w Krakowie Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Wygląda na to, że powyborcza polityka PiS będzie polegać na wywoływaniu antyunijnej histerii, przygotowującej polexit na wzór niedawnego brexitu. Czy trzeba to brać na serio? To zależy, jaka będzie pozycja Kaczyńskiego w partii.

Jak się czuje Jarosław Kaczyński po przegranych wyborach i w przeddzień utraty władzy? Chyba bardzo źle. Zamiast obiecywać swoim wyborcom „odkucie się” w nadchodzących wyborach samorządowych i europarlamentarnych, jak pewnie uczyniłby na jego miejscu każdy, by tak rzec, konwencjonalny przywódca partyjny, prezes Polski uznał za stosowne dokonać wzmożenia swojej antyunijnej i antyniemieckiej paranoi, niedwuznacznie zapowiadając narodowowyzwoleńczą krucjatę, Wielką Akcję, która ma się rozpocząć od tajemniczego zjazdu, zaplanowanego na luty w Warszawie, wciąż (jak długo?) stolicy Polski.

Strach się bać, co to będzie, bo sądząc po słowach wypowiedzianych podczas okolicznościowych przemówień 11 listopada w Warszawie i Krakowie, nowa, powyborcza polityka PiS będzie polegać na wywoływaniu antyunijnej histerii, przygotowującej polexit na wzór niedawnego brexitu.

Kaczyński: „Polska nie będzie już państwem”

Spieszmy się notować słowa prezesa, bo zaraz odejdzie. Oto więc usłyszeliśmy opowieść znaną już z kampanii wyborczej, lecz w wersji „bez maski”. Tusk będzie premierem niemieckim, służącym Niemcom jako narzędzie do zwasalizowania Polski. Nie ma co się dziwić – Polska była niepodległa jedynie przez 54 lata, a od 1989 r. minęło lat 34. Nie ma nic nieprawdopodobnego w tym, że tę kruchą w końcu i młodą niepodległość utracimy. To rzecz całkiem dziś realna. Niemcy robią wszystko, aby za pomocą reformy traktatów europejskich przejąć kontrolę nad Europą i Polską. Tusk i PO to posłuszne narzędzia tego planu. A jeśli się on powiedzie, to „Polska nie będzie już w żadnym wypadku krajem niepodległym, suwerennym i w ogóle nie będzie państwem”.

Czym więc będzie? Uwaga, bo termin ten z pewnością przejdzie do historii polskiej retoryki politycznej! Będzie „terenem zamieszkiwania Polaków, zarządzanym z zewnątrz”. W sumie można się cieszyć, że Polacy będą mimo wszystko zamieszkiwać, a nie wylądują w obozach koncentracyjnych. Zawsze mogłoby być gorzej, Panie Prezesie! Szklanka jest do połowy pełna!

Okazją do tych tyrad są usiłowania podejmowane przez partie liberalne i lewicowe w Parlamencie Europejskim, aby zreformować traktaty, likwidując prawo weta w Radzie UE, powołując europejską armię z prawdziwego zdarzenia, wzmacniając kompetencje Unii w sprawach bezpieczeństwa, polityki klimatycznej czy ochrony przed naruszeniami praworządności i standardów przestrzegania praw człowieka. Długa droga i mizerne szanse na sukces, bo trudno sobie w najbliższych latach wyobrazić jednomyślną zgodę państw członkowskich w tylu kluczowych sprawach. Wszczyna się jednakże procedurę w myśl zasady, że kropla drąży skałę. Dla takich ludzi jak Orbán czy Kaczyński to wspaniała okazja do straszenia Europą i Niemcami. Bo niezliczone są dramatyczne konsekwencje ewentualnych zmian w traktatach. Na przykład to Unia decydowałaby o tym, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej. No, oby!

Wielka Akcja PiS po utracie władzy

Pewnie wtedy nikt by tam w tym mokrym lesie nie umarł, wywieziony na pastwę losu przez tych, co za nimi murem i sznurem. Gorzej, że Niemcy zapaskudziliby nam niwę wierzbą porosłą a gryką, co to jak śnieg biała, bo „Polska będzie zatruta, terroryzowana przez mafie śmieciowe i inne mafie. (...) Taką przyszłość nam tutaj gotują i taką przyszłość gotuje nam ten rząd, który został zamontowany – z Tuskiem na czele – właśnie po to, żeby to przeprowadzić”.

Niemcy słyną z brudu i walki o prawa mafii śmieciowych, więc coś musi być na rzeczy. Prezes jednakże na to nie pozwoli. Będzie apelował do sumień koalicjantów PO (bo do samej Platformy to nawet szkoda strzępić język), lecz przede wszystkim będzie walczył, inicjując Wielką Akcję. Akcję „z zastosowaniem najnowocześniejszej techniki, aby skomunikować ze sobą możliwie dużą część społeczeństwa, a przede wszystkim tych, którzy będą moderatorami różnego rodzaju działań, które będziemy musieli prowadzić”.

Czyżby TikTok? A może jednak krótkofalówki? Czas pokaże. W każdym razie widać, że jakiś technowizjoner pojawił się na Nowogrodzkiej. Byłbyż to pan Mateusz? Próżne spekulacje. W każdym razie nie wolno nam wątpić, że za Niepodległą prezes oddałby swe życie w krwawym boju – bo „jak się walczy o niepodległość, każda cena jest do zapłacenia. Cierpieć czy umierać za ojczyznę to rzecz piękna, musimy mieć to w sercu”.

Kaczyński będzie najwyżej oglądał telewizję

Czy trzeba to brać na serio? To zależy, jaka będzie pozycja Kaczyńskiego w partii. Jego kadencja jako prezesa kończy się w przyszłym roku i bardzo możliwe, że faktycznie odda władzę. Nie trzeba więc aż tak bardzo przejmować się tym, co dzisiaj opowiada. Jeśli jednak „wyjdzie z badań” (to we współczesnej polityce populistycznej fraza zaiste święta), że na hasłach polexitu można zbudować poparcie przynajmniej jednej trzeciej społeczeństwa, to całkiem prawdopodobne, że z braku lepszego pomysłu na przypominanie o swoim istnieniu PiS pójdzie w tę stronę. Nie po to, aby naprawdę do wyjścia Polski z UE doprowadzić (na to Polacy nie pozwolą z całą pewnością), lecz po to, by przypisać sobie wszelkie zasługi w powstrzymywaniu reform traktatowych i za cztery lata przedstawić się w kampanii wyborczej jako jedyny wiarygodny obrońca suwerenności Polski.

Zawsze coś. Szkoda tylko, że za cztery lata o drugą kadencję będzie walczył Donald Tusk, a Kaczyński co najwyżej będzie oglądał telewizję. Szkoda nie dla nas, rzecz jasna, lecz dla niego.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama