Ks. Isakowicz-Zaleski nie żyje. Tropiciel kościelnych afer, wyrazista, nieoczywista postać
Nie żyje ks. Isakowicz-Zaleski. Tropiciel kościelnych afer, wyrazista, nieoczywista postać
To jedna z najbardziej wyrazistych i jednocześnie nieoczywistych postaci Kościoła katolickiego w Polsce. Trudno myśleć i pisać o nim jednoznacznie. – Gdyby chciał, wsiadłby na konia „dobrej zmiany” i żył jak pączek w maśle. Robił jednak inaczej i trzymał się z dala choćby od Radia Maryja. Nie był koniunkturalistą – mówi Wojciech Bonowicz, autor wywiadu rzeki z ks. Isakowiczem-Zaleskim „Moje życie nielegalne”.
Gdyby opinia publiczna widziała w nim jedynie szemraną postać z marginesu, nawet wpływową, największe portale informacyjne nie publikowałyby dzień w dzień ujawnianych przez niego dokumentów. A tak właśnie było – gdy zamieszczał na Facebooku swoją korespondencję z kard. Stanisławem Dziwiszem, oskarżając go o bezczynność wobec wykorzystywania seksualnego w kierowanej przez niego w latach 2005–16 archidiecezji krakowskiej. Ks. Isakowicz-Zaleski miał zatem autorytet. Jaki?
Pod prąd
„Duchowny – który głęboko przeżywa swoje kapłaństwo – podejmuje się wyzwań często na pograniczu” – mówił o sobie kilkanaście lat temu w rozmowie Rafała Łącznego z Katolickiej Agencji Informacyjnej. – „Moją ulubioną postacią jest Judym z »Ludzi bezdomnych« Żeromskiego. Jest to wzór pewnego ideału, ale równocześnie człowiek, który zawsze szedł pod prąd. Nie uważam, by było czymś złym, gdy duchowny idzie pod prąd” – wyjaśniał. I sam tak robił.
Na przykład? W 2010 r. ks. Isakowicz-Zaleski twierdził, że w kraju przemilcza się zbrodnie Ukraińskiej Armii Powstańczej, bo ważniejsze jest Euro 2012 organizowane wspólnie z Ukraińcami. Podobno mówili mu o tym wprost urzędnicy.
Wraz z organizacjami kresowymi duchowny oprotestowywał nadanie doktoratu honorowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence.