Kto by pomyślał, że kładka nad rzeką może wzbudzić tyle emocji. A jednak! Właśnie otwarty most pieszo-rowerowy w Warszawie, który łączy Pragę i Powiśle, był w ostatnich dniach jednym z głównych tematów naszego konfliktu politycznego. Część dyskusji dotyczyła zupełnie zwyczajnych spraw – tego, jak się komu miejsce podoba i czy można tam miło spędzić czas. Ale kładka zaczęła również symbolizować więcej i stała się pretekstem do dyskusji o naszych podstawowych ideach politycznych.
Czytaj też: Debata warszawska. Trzaskowski wygrał wszystko, co mógł wygrać
Kładka pod ostrzałem
Wobec kładki pojawiło się kilka głównych zarzutów politycznych. Po pierwsze, że jest niepotrzebna. Jedni mówili, że jeśli budować most przez Wisłę, to nie tylko dla pieszych, ale też w celach transportowych, ponieważ Warszawa potrzebuje lepszej komunikacji. Inni wskazywali, że 154 mln zł przeznaczone na inwestycję byłoby lepiej wydać na inne cele, jak rewitalizacja Pragi albo więcej zieleni w mieście.
Ale skoro kładka już jest, to pojawił się zarzut drugi – że jest źle wykonana. W tym kontekście zwracano uwagę na kilka spraw. Na przykład ruch pieszych i rowerów nie został oddzielony, co powoduje, że w weekend most był bardziej do spacerów niż do sprawnego przemieszczania się. Do tego kwestia integracji z miastem – gdy schodzimy z kładki, po obu stronach Wisły mamy liczne kolizje między ścieżkami rowerowymi a chodnikami dla pieszych.
To jednak nie przeszkodziło dużemu sukcesowi, a warszawiacy gremialnie tutaj spacerowali. Z odległości wyglądało to, jakby przez Wisłę przechodził niekończący się marsz.