Konfederacja marzy o Brukseli. Uczy się na błędach, mówi o kobietach, chowa Brauna
Światła gasną i rozpoczyna się odliczanie – do startu upływają kolejne sekundy. Na ekranie pojawia się Ursula von der Leyen, a następnie obrazki podpalonych ulic. Przewodnicząca Komisji Europejskiej mówi, że Europa stoi przed wyzwaniami, przed jakimi jeszcze nie stała. Płyną zarówno ze strony skrajnej lewicy, jak i prawicy. Następnie wymienia AfD i Konfederację.
Na ekranie wybucha ogień, migają kolejni politycy Konfederacji, ujęcia wielkich wieców, a wszystkiemu towarzyszy dynamiczna muzyka, jak w trailerze najnowszej gry „Call of Duty”. „Idziemy po panią” – powie ze sceny jedna z polityczek. Do Ursuli von der Leyen występujący będą odnosić się kilkakrotnie, a jeden z polityków zwróci się bezpośrednio po niemiecku.
Konfederacja odsłania nową twarz
W haśle przewodnim kampanii – „Chcemy żyć normalnie!” – zawierają się wszystkie znane od dawna postulaty. Od krytyki Zielonego Ładu, ETS i Fit for 55 po obronę polskiej waluty, gotówki oraz marzenie o przywróceniu „starej, dobrej Europy”, która się rozwija i jest potęgą. Te hasła powtarzali zgodnie wszyscy kandydaci. Sławomir Mentzen normalność definiował jako rozwój i wolność: „czasy, kiedy Niemiec nam mówił, jaki samochód ma jeździć po Warszawie, się skończyły”. Znamy to z kampanii parlamentarnej.