Wybory do Parlamentu Europejskiego tradycyjnie nie budzą wielkich emocji. W niedawnym sondażu CBOS poprosił badanych, żeby podali nazwisko znanego im europarlamentarzysty. 23 proc. wskazało Patryka Jakiego, 14 proc. Beatę Szydło, a 50 proc. nie kojarzyło żadnego. Można się spodziewać, że 9 czerwca frekwencja będzie niższa niż w wyborach parlamentarnych 15 października.
Czytaj też: Wirtuoz rozwibrowania. „Klucz do Kaczyńskiego”, fragment nowej książki Roberta Krasowskiego
Wybory do Parlamentu Europejskiego i gorące listy
Emocje wzbudziły jednak listy wyborcze. W pierwszej kolejności ekscytowano się tymi, które szykował PiS. Znalazło się tam wielu znanych polityków partii, stąd pojawiło się określenie „listy śmierci” – konkurencja będzie duża, a miejsc w PE może być mniej niż dotąd (w 2019 r. PiS otrzymał aż 45 proc. głosów). Teraz na listach znaleźli się Daniel Obajtek, Jacek Kurski, Mariusz Kamiński czy Maciej Wąsik, co budzi oburzenie wśród przedstawicieli pozostałych partii, ale rodzi pewne kontrowersje również na prawicy.
Bez emocji nie obyło się też w partiach koalicji. Na Śląsku europoseł Lewicy Łukasz Kohut pokłócił się z partią i odszedł kandydować z Koalicji Obywatelskiej. Na listach Lewicy zobaczymy szereg nazwisk z pierwszej politycznej linii, jak choćby wiceministrów Joannę Scheuring-Wielgus (ministerstwo kultury), Krzysztofa Śmiszka (Ministerstwo Sprawiedliwości) i Andrzeja Szejnę (MSZ).