Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Sprawa Szmydta obciąża PiS i jego służby. Tusk poczuł krew i nie odpuszcza

Donald Tusk w Sejmie, 9 maja 2024 r. Donald Tusk w Sejmie, 9 maja 2024 r. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Pisowska opozycja nie jest w stanie dalej rozbrajać min, które sama sobie podłożyła. Aktywność służb specjalnych kontrolowanych przez Mariusza Kamińskiego miała inne priorytety, niż tego wymagało bezpieczeństwo państwa.

Mocne wystąpienie sejmowe premiera Donalda Tuska w czwartek prezes Kaczyński próbuje unieważnić, nazywając je „odwracaniem kota ogonem”. Sprawa zbiega Szmydta z pewnością nie pomoże PiS-owi w kampanii europejskiej. Tusk poczuł krew i nie odpuszcza. Temat idealnie pasuje do kampanii Koalicji Europejskiej, która toczy się pod hasłem bezpieczeństwa Polski. Szmydt jest drastycznym przykładem, że w ciągu ośmiu lat rządów PiS i jego satelitów służby odpowiedzialne za ochronę państwa polskiego i obywateli przed wrogą infiltracją nie stanęły na wysokości swego podstawowego zadania. Stąd nerwowe reakcje pisowskiej opozycji.

Za rządów PiS służby były ślepe i głuche

Czy to nie były pisowski marszałek Senatu Stanisław Karczewski wychwalał Łukaszenkę? Czy PiS nie czytał książek i artykułów polskich dziennikarzy śledczych ostrzegających przed białoruskimi i rosyjskimi agentami wpływu, którzy umościli się wygodnie i bezpiecznie w kręgach prawicy? Czytali z wypiekami na twarzach, ale liczyli, że temat się rozmyje. Po utracie władzy wypieki ustąpiły bladości.

Pisowska opozycja nie jest w stanie dalej rozbrajać min, które sama sobie podłożyła. Aktywność służb specjalnych kontrolowanych przez Mariusza Kamińskiego miała inne priorytety, niż tego wymagało bezpieczeństwo państwa. Miały się skupić na odebraniu wiarygodności ówczesnej demokratycznej opozycji.

Dlatego sędzia Szmydt mógł swobodnie i z poparciem polityków „zjednoczonej prawicy” robić karierę zawodową i wyjeżdżać na Białoruś, kiedy trwała już agresja rosyjska w Ukrainie, wspierana przez Łukaszenkę.

Reklama