Słuszna decyzja, ryzyko polityczne przed wyborami europejskimi. Prezydent Warszawy wydał wewnętrzne rozporządzenie nakazujące usunięcie krzyży ze ścian i biurek w urzędach stołecznych. Powołał się na świecki charakter instytucji samorządowych. Zezwolił na noszenie medalików przez osoby pracujące w agendach miasta stołecznego. Jednocześnie wydał przepisy zakazujące dyskryminacji w urzędach miasta i zalecające respektowanie przez nie tożsamości płciowej osób załatwiających sprawy urzędowe.
Czasy się zmieniają
Warszawa jest pierwszym miastem w Polsce, które zdecydowało się na takie posunięcia. Jak przystoi stolicy, daje tym samym przykład innym samorządom i przeciera drogę do zmian, które odpowiadają na rzeczywistość. W wielkich miastach w Polsce rośnie liczba osób wywodzących się z różnych kultur i religii. W społeczeństwie, szczególnie w młodszym pokoleniu, oddzielenie państwa i instytucji publicznych finansowanych z podatków wszystkich obywateli od związków wyznaniowych, na czele z Kościołem rzymskokatolickim, ma rosnące poparcie.
Czasy się zmieniają. Państwo i samorządy powinny brać te zmiany kulturowe i społeczne pod uwagę. Inaczej będą postrzegane przez rosnącą liczbę ludzi jako anachronizm. W demokratycznych państwach Zachodu, od USA po Francję, rozdział państwa od religii dokonał się dawno. Polska dołączyła do wspólnoty zachodniej nie tak dawno i dlatego świeckość jako norma w instytucjach publicznych wciąż jest tematem sporu politycznego.
Czytaj także: Nie od razu stał się znakiem chrześcijaństwa. Skąd się wziął krzyż?
Kaczyński o „wojnie religijnej”
Dla sił ultrakatolickich w polskiej polityce i w dominującym u nas instytucjonalnym Kościele rzymskim religijny znak krzyża uważany jest za nieodrodną część polskiej tożsamości. Polityczna i kościelna prawica ignoruje oddolną laicyzację społeczeństwa i widzi w niej zagrożenie dla naszej tożsamości, a nawet egzystencji. Tym samym krzyż zostaje włączony do arsenału prawicy, doznaje upolitycznienia i staje się narzędziem osiągania bieżących celów politycznych.
Jesteśmy w toku kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Słuszna decyzja prezydenta Warszawy już została oprotestowana przez prawicę. Jarosław Kaczyński zarzucił Trzaskowskiemu, że chce rozpalić swoim rozporządzeniem „wojnę religijną”, a „opcja europejska chce zniszczyć religię i zrobić z ludzi zwierzęta”. W rzeczywistości prezydent Warszawy wyraźnie podkreślił, że nie zamierza prowadzić w stolicy walki z jakąkolwiek religią. Natomiast uważa, że Polska jest państwem świeckim, a urząd stołeczny też powinien mieć świecki charakter. A to przecież oczywista oczywistość.
Polska spod znaku krzyża
Tak, ale walką wyborczą rządzą emocje. W Polsce wciąż łatwo je rozpalać przy pomocy haseł o obronie religii, Kościoła, narodowej tożsamości. Kaczyński natychmiast to wykorzystał. Nie cofnął się nawet przed obrzydliwą insynuacją, że ludzie niewyznający wiary katolickiej to podludzie. PiS żyje w swoim świecie. Nie dostrzega lub nie akceptuje, że nie wszyscy są katolikami lub chrześcijanami. A w systemie demokratycznym wierzący, niewierzący, agnostycy mają równe prawa obywatelskie. Katolicy na przykład mogą posyłać dzieci do szkół katolickich, urządzać imprezy religijne, marsze i wiece pod znakiem krzyża. Nikt im tego nie zabrania. Za komuny zdarzały się strajki szkolne w obronie krzyża. Działo się to w okresie po stanie wojennym i było słuszną reakcją na ówczesną ateizacyjną politykę państwa. Krzyż był w niej także upolityczniony, lecz inaczej niż dzieje się to dzisiaj w kręgach prawicy.
Wtedy chodziło o równe prawa wszystkich obywateli, dziś państwo demokratyczne je gwarantuje w konstytucji. Przyznaje ona prawo do i od religii, a jednocześnie wyłącza państwo i instytucje publiczne spod wpływów i nacisków związków religijnych. Oczywiście w praktyce nie działa to tak dobrze. Symbolem może być krzyż wiszący w sali obrad plenarnych Sejmu, widomy znak, że światopoglądowa neutralność państwa jest wciąż projektem w budowie.