Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Koalicjanci w jednym stali domku

Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz PSL / Facebook
PiS bardzo by chciał, żeby koalicja się rozpadła, i dzikie wymyśla swawole, aby do tego doszło. Wygląda na to, że prezes Kaczyński kombinuje podbicie PSL i kombinację manewrów z lat 2007 i 2020, by odzyskać utraconą władzę. A czas nagli.

Na początek przypomnijmy fakty z eurowyborów. KO nieznacznie, bo o niespełna 1 proc., pokonała Zjednoczoną Prawicę, a koalicja KO + Trzecia Droga + Lewica otrzymała w sumie 50,3 proc., podczas gdy PiS + Suwerenna Polska + Konfederacja 48,3 proc. PiS w sensie szerokim przegrał z KO (lub PO) po raz pierwszy od dziesięciu lat i stracił pięć euromandatów. Polska jest jednym z niewielu krajów, w których nieprawicowe ugrupowania współrządzące uzyskały więcej głosów od opozycyjnych, tj. prawicowych.

KO, PiS i Konfederacja uzyskały lepsze wyniki niż w wyborach parlamentarnych (pomijam wyniki wyborów samorządowych, bo ich agregacja jest skomplikowana, ale w zasadzie potwierdziły rezultaty elekcji parlamentarnej) – pierwsze i trzecie ugrupowanie o prawie 5 proc., a drugie o niespełna 1 proc.

Trzecia Droga i Lewica odnotowały spadek, ta pierwsza znaczny, bo przeszło o połowę, a druga o 2,5 proc. Frekwencja wyniosła nieco ponad 40 proc. Konfederaci mają najwięcej powodów do radości, bo awansowali na podium, KO może cieszyć się z pokonania PiS, koalicja 15 października – z lepszego rezultatu niż uzyskany przez potencjalny sojusz PiS z Konfederacją, natomiast rozczarowanie Trzeciej Drogi i Lewicy jest zrozumiałe, bo liczyły na więcej.

Czytaj też: Trzecia Droga i Lewica przegrały z polaryzacją? Mogłyby już przestać marudzić

Gdzie poszli wyborcy koalicji

Wyniki można oceniać (interpretować) z różnych punktów widzenia. Pomijając aspekt międzynarodowy, można próbować wyjaśnić, dlaczego rezultaty były właśnie takie, oraz zastanawiać się, jak wróżą na przyszłość.

Reklama