Południe Polski tonie. Niewielkie górskie potoki zamieniły się w rwące rzeki. Spełnia się czarny scenariusz
Jeszcze w czwartek wojewoda dolnośląski ostrzegał i apelował, by mieszkańcy Dolnego Śląska przygotowali siebie i swoje domy na możliwą powódź. Po raz pierwszy było jak w amerykańskich filmach – władza i służby ratunkowe ogłaszają gotowość nie po przejściu kataklizmu, ale przed jego nadejściem.
W piątek do Wrocławia przyjechał Donald Tusk i można było odnieść wrażenie jakiegoś rozdźwięku między władzą centralną a tą w terenie. Wojewoda Maciej Awiżeń (wcześniej starosta kłodzki, a więc regionu dotkliwie dotkniętego powodzią w 1997) apelował, by mieszkańcy zagrożonych terenów nie oddalali się zbytnio od domów, bo mogą mieć problemy z powrotem – groźba odcięcia dróg dojazdowych nie była straszakiem do dyscyplinowania ludzi. Jednocześnie premier Tusk uspokajał, że prognozy meteorologiczne nie są aż tak dramatyczne. Sytuacja zmieniła się radykalnie w sobotę.
„Toniemy”. Potoki dziś są jak rwące rzeki
Portale informacyjne i media społecznościowe dosłownie zalewają kolejne doniesienia z południa Polski – filmiki i zdjęcia nie pozostawiają cienia wątpliwości. Z godziny na godzinę robi się coraz groźniej. Biała Lądecka, niewielki górski potok płynący na co dzień leniwie przez malowniczy Lądek-Zdrój, zamienił się w gwałtownie rwącą rzekę. W niedzielę przed południem woda wdarła się na zabytkowy rynek. Rzeka odcięła nie tylko Lądek, ale też pobliskie Stronie Śląskie, już w nocy z soboty na niedzielę szykowano się na ewakuację mieszkańców Barda, Kłodzka. W niedzielę woda przerwała tamę w Stroniu Śląskim, wdarła się do miasta, porywając wszystko na swojej drodze, m.