Bezwarunkowy „trumpizm” PiS-owi się nadal opłaca. Dla wyborów to bardzo niebezpieczne
Czy Karol Nawrocki zdoła pogodzić bezwarunkową jak dotąd miłość do Donalda Trumpa z coraz bardziej widocznym parciem amerykańskiego prezydenta do „załatwienia” z Putinem pokoju w Ukrainie ponad głowami Ukraińców? Prawdopodobnie tak, bo poparcie PiS dla Ukrainy było i jest czysto koniunkturalne. Służy ono ludziom Kaczyńskiego do narcystycznych uniesień, jacy to jesteśmy wspaniali „jako Polacy”. Los Ukrainy tak naprawdę jest im obojętny. Oby tylko był spokój i Rosja nie zagrażała naszemu krajowi. Może zajęta „konsumowaniem” Ukrainy Rosja zostawi nas w spokoju? Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy idące w tym kierunku aluzje usłyszeli jeszcze w trakcie kampanii wyborczej.
Przygasający entuzjazm PiS
Do lutego 2022 r. Ukraina dla Polski jakby nie istniała. Typowa dla polskiej prawicy niechęć do tego kraju wyrażała się niemal całkowitym uwiądem relacji między Polską pod rządami PiS a Ukrainą pod rządami Petra Poroszenki, a następnie Wołodymyra Zełenskiego. Dla PiS Ukraina była przede wszystkim tym krajem, który nie dość mocno bił się w piersi za rzeź wołyńską. Reszta była niemalże bez znaczenia. O jakichkolwiek aspiracjach Ukrainy, by zintegrować się z Zachodem, czyli wejść do NATO oraz UE, PiS nie chciał nawet słyszeć. Jednakże przed trzema laty, widząc gwałtowny wzrost nastrojów proukraińskich w zmobilizowanej do pomocy ukraińskim uchodźcom Polsce, Jarosław Kaczyński podjął decyzję o przyjęciu jednoznacznie sprzyjającej Ukrainie polityki. Oprócz realnej pomocy wojskowej i logistycznej Polska pod rządami PiS stała się rzecznikiem zachodnich aspiracji Ukrainy.