PiS skończył z fikcją kandydata obywatelskiego. Teraz Karol Nawrocki jest już ich, partyjny. Tak zadekretował Jarosław Kaczyński i to były najważniejsze słowa, jakie padły na prezentacji programu Nawrockiego.
Poprzeczka była nisko
Karol Nawrocki 2 marca na swej konferencji programowej w Szeligach pod Warszawą musiał wypaść lepiej niż w ostatnich tygodniach. I to mu się niewątpliwie udało, głównie dlatego, że poprzeczka była zawieszona wyjątkowo nisko.
Kampanijny szlak wiodący do Szelig był bowiem pełen potknięć. Kandydat odbywał wiele rutynowych, coraz nudniejszych w odbiorze spotkań – był jednocześnie marsowy, drewniany i bogoojczyźniany. Nie porywał, a słupki poparcia zamiast rosnąć, malały. Zmniejszała się nie tyle strata do Rafała Trzaskowskiego, ile przewaga nad Sławomirem Mentzenem, a na Nawrockiego nie chcieli głosować nawet wszyscy wyborcy PiS.
W PiS zaczęło się ciche kwękanie. Trochę na kandydata, trochę na pracownie badań opinii publicznej, trochę na media, w tym na TV Republikę, która jakoby poza nominatem Nowogrodzkiej promuje Konfederację i Marka Jakubiaka, trochę na Mateusza Morawieckiego (bo powinien siedzieć cicho), trochę na Patryka Jakiego (bo siedzi cicho). Nastroje siadły.
Szeligi miały ten niewesoły obraz kampanii Nawrockiego zmienić, dać zastrzyk energii, entuzjazmu i wiary w zwycięstwo. Trzeba przyznać, że to się przynajmniej po części udało, choć na sondażowe efekty trzeba będzie tydzień, dwa poczekać, wtedy będziemy wiedzieli więcej.
Kandydat przemawiał bardzo długo – ponad dwie godziny – ale jakby żwawiej niż zwykle.