Chyba jeszcze nie zdarzyło się w dziejach stosunków polsko-amerykańskich, żeby wiceprezydent USA określił polską propozycję mianem szokującej. A w takim właśnie duchu wyraził się J.D. Vance o ogłoszonym publicznie przez Andrzeja Dudę dezyderacie, aby w ramach programu nuclear sharing, obejmującego dziś Niemcy, Włochy, Holandię, Belgię i Turcję, USA rozmieściły broń jądrową na terenie naszego kraju. Vance orzekł, że „byłby zszokowany, gdyby prezydent Trump poparł rozmieszczanie broni atomowej dalej na wschód”. Tytułem wyjaśnienia dodał krótko: „Musimy być ostrożni”.
Andrzej Duda: gafiarz notoryczny
Powodem tych deprymujących i osłabiających naszą pozycję międzynarodową wypowiedzi był wywiad z Andrzejem Dudą, opublikowany w zeszły czwartek przez brytyjski „Financial Times”, w którym prezydent odniósł się do swoich rozmów z Keithem Kelloggiem, specjalnym wysłannikiem USA do spraw Ukrainy. W rozmowach tych miał poruszyć sprawę włączenia Polski do nuclear sharing. Rzecz jasna nie miał do tego upoważnienia ze strony polskiego rządu. Można przypuszczać, że działa na własną rękę z całą premedytacją – chce się bowiem na koniec prezydentury zapisać w historii jako ten polityk, który jako pierwszy podniósł na poważnie problem nuklearnej obrony naszego kraju. Ale tak to już jest z ambicjami ponad możliwości. Kochany i podziwiany przez polską prawicę wiceprezydent USA bezceremonialnie utarł nosa ostentacyjnie prawicowemu prezydentowi Polski.