Zapiski kampanijne, część 10. Zajrzyjmy do katalogu pisowskich lęków. W partii robi się gorąco
Obok dużych wydarzeń i aktywności samych kandydatów na dobre zaczęła się też kampania oddolna, dzięki czemu miałem przyjemność spędzić niedzielne popołudnie w towarzystwie europosłów Patryka Jakiego i Dominika Tarczyńskiego oraz posłanki Dominiki Chorosińskiej. Miejscem akcji był pensjonat Stańczyk w podwarszawskim Konstancinie; na spotkanie z politykami PiS przybyło ponad 200 osób, niektórzy nie zmieścili się w środku i wydarzenia śledzili z dziedzińca.
Towarzystwo było rozpolitykowane i rozemocjonowane, a pytania z sali dały niejaki wgląd w nastroje wyborców PiS.
Czytaj też: Sondaż „Polityki” i IBRiS. Kampania w cieniu Trumpa. Świat zatrzęsie polskimi wyborami?
Nawet nie wspomnieli o Nawrockim
Ale zanim padły pytania, przemówili europosłowie. Jaki szybko rozgrzał publiczność jasną diagnozą niejasnej i nieco paradoksalnej sytuacji, w której znalazła się Polska po wyborach 2023 r. Przywołał badania, z których wynika, że 14 proc. Polaków nienawidzi własnego państwa, i dziwił się, jakim cudem reprezentant tej grupy został premierem. Po porcji braw dodał, że Donald Tusk potrafi z dużej części swoich wyborców zrobić motłoch; te słowa również wyraźnie spodobały się uczestnikom spotkania. Europoseł zaprosił zebranych na wiec 12 kwietnia w Warszawie i zachęcał do odtańczenia tam poloneza, by uczcić dwie rocznice – tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego i pięćsetlecie hołdu pruskiego.
Skrytykował Tuska za brak polityki historycznej i zignorowanie tych rocznic, pokpiwał z polskiej prezydencji w Unii, ale zahaczył też o Jana Kazimierza, śluby lwowskie, prymasa Wyszyńskiego, a nawet docenił komunistów, którzy przyłożyli się do obchodów tysiąclecia państwa polskiego w 1966 r.