Tytułowe zawołanie było całkiem aktualne na przełomie zeszłego i obecnego roku. Posłowie PiS skandowali „Donald Trump, Donald Trump” w sali sejmowej 6 listopada, a nowy amerykański prezydent nie szczędził słów zachwytu „nadzwyczajnemu” Elonowi Muskowi. Pan Duda, jak potem się okazało, dziesięciominutowy przyjaciel p. Trumpa, kombinował, jak by go sprowadzić do Polski dla wspomożenia p. Nawrockiego, czyli obywatelskiego (ale „naszego”) kandydata na prezydenta. Pretekstem miał być szczyt tzw. Trójmorza, czyli sojuszu państw, od którego zależą losy świata, przewidziany na 28–29 kwietnia w Warszawie.
Trump na wyciągnięcie ręki
Kolejny termin to 24–26 czerwca, gdy w Hadze ma się odbyć szczyt NATO. To jednak za późno. Pan Mastalerek i p. Kolarski, nieformalni „wiceprezydenci”, ostrożnie opowiadają, że „rozmawiają” (liczba mnoga robi wrażenie; nie bardzo wiadomo, z kim się kontaktują, aczkolwiek wiadomo, że czynią to niezależnie od siebie) o terminie po 15 maja.
Nawiasem mówiąc, okazja nadarzyła się w końcu kwietnia, bo p. Trump wziął udział w pogrzebie papieża Franciszka i był, by tak rzec, na wyciągnięcie ręki (tj. zaledwie dwa dni) od przyjazdu do Warszawy na szczyt Trójmorza. Nie skorzystał z tej sposobności, ponoć nawet nie przywitał się z p. Dudą i dalej go trzyma w srogiej niepewności co do swych planów.