Zapiski kampanijne, cz. 15. Kompromitacja na wielu poziomach. Z tej afery Nawrocki wyjdzie poobijany
Niewiarygodne, lecz prawdziwe – najgłośniejszą postacią kampanii Karola Nawrockiego nie jest dziś ani Andrzej Duda, ani Donald Trump, lecz zamieszkujący gdański Dom Pomocy Społecznej pan Jerzy. A sam kandydat zaczyna finisz kampanii od potężnego kryzysu. Gdy dowcip o swoim kandydacie wysyła poseł PiS („Wielki Bu grozi pozwami za nazywanie go kolegą Nawrockiego”), nie jest dobrze. Cóż to za piękna wielopiętrowa katastrofa.
Zacznijmy od uporządkowania faktografii.
Najpierw było, jak to ujął jeden ze sztabowców Nawrockiego, „zaćmienie umysłowe”, względnie kłamstwo (jak to widzi reszta świata) w debacie „Super Expressu”, gdy kandydat PiS powiedział: „Mówię w imieniu Polaków zwykłych, takich jak ja, którzy mają jedno mieszkanie”.
Parę dni później dziennikarze Onetu poinformowali, że Nawrockiemu zapomniało się, że w rzeczywistości ma dwa mieszkania, w tym jedno z bardzo ciekawą historią.
Sytuacja kryzysowa i parodia w TV Republika
Mieszkanie – niewielka kawalerka – zamieszkiwał starszy pan, wspomniany na wstępie Jerzy, który był sąsiadem Nawrockiego w Gdańsku. Panowie poznali się, gdy Nawrocki był dzielnicowym radnym. Kontakt przekształcił się w bliższą relację i oto – gdy nadarzyła się sposobność wykupienia mieszkania na własność z 90-proc.