Pechowy termin wybrali sobie Rafał Trzaskowski i Krzysztof Stanowski na przedwyborczą rozmowę – niespełna godzinę po wyborze nowego papieża. Ich szczęście, że nie rozmawiali w czasie, gdy wszyscy jeszcze czekali na tego, który pojawi się na balkonie. Zresztą o papieżu ani o Kościele nie było ani słowa, choć spotkanie trwało dwie godziny z kwadransem.
Mimo że w czwartek wiadomością dnia był wybór papieża i akurat nie przy kampanii były emocje Polaków, to publiczność dopisała. Na Kanale Zero rozmowę obejrzało dobrze ponad 200 tys. osób, a kanał Rafała Trzaskowskiego na YouTube dodał do tego jeszcze ze 30 tys. widzów.
Trzaskowski nie dał się zaprosić do studia, lecz przyjął Stanowskiego, niczym prezydent, w swoim pięknym apartamencie z piękną dębową posadzką. Na własnym terenie czuł się bardzo pewnie i swobodnie, a Stanowski był prawdopodobnie znacznie uprzejmiejszy, niż to sobie zaplanował. I powiedzmy sobie od razu – był pod wrażeniem Trzaskowskiego, jak i pewnie wszyscy, którzy tę rozmowę oglądali. Trudno było dostrzec oznaki choćby chwilowego rozkojarzenia, irytacji czy nawet tylko jakiś lapsus, o co przecież łatwo w przypadku takiego maratonu pytań i odpowiedzi.
Czytaj też: Ostry finisz kampanii. Największe wyzwanie stoi przed Trzaskowskim. Marketingowcy PiS są zręczni
Trzaskowski rozbrajał miny
Krzysztof Stanowski potrafi być bardzo nieprzyjemny, niesprawiedliwy i tanio efekciarski. Tym razem sobie na to nie pozwalał. Prowadził tę rozmowę z szacunkiem dla rozmówcy, którego najwyraźniej uważa za niemal pewnego faworyta wyborów. I choć zaczął od dogryzania, to bardzo szybko zmienił ton. Trzaskowski nie tylko nie dał się wyprowadzić z równowagi, ale był po prostu ujmująco miły i autentyczny, co w połączeniu z ogromną kompetencją w najrozmaitszych dziedzinach działało na arsenał Stanowskiego rozbrajająco.
Rozmowa nie była jakoś pasjonująca, bo siłą rzeczy słyszeliśmy to, co było już mówione przy innych okazjach. Nie było też żadnych niespodzianek, choć może warto odnotować obietnicę Trzaskowskiego, że będzie się starał o niemieckie reparacje wojenne, a na początek zażąda od Niemiec dołożenia się do polskich zbrojeń.
Nie był to zresztą jedyny motyw przejmowania tematów od PiS i wytrącania broni z rąk przeciwnika. Przekonująco mówił o dobrych relacjach, które jest w stanie zbudować z Trumpem, o wartości projektu CPK, a nawet przekopu Mierzei Wiślanej. O PiS mówił mało, lecz w miarę koncyliacyjnie, aby nie zrazić do siebie „elektoratu przepływowego”. Jego ogólne stanowisko w sprawie PiS jest takie, że jest to partia w działaniu nieudolna i aferalna, lecz ma czasami lepsze niż PO ucho do nastrojów społecznych. W tym kontekście Trzaskowski wielkodusznie pochwalił program 500 plus, przyznając, że w tej sprawie jego obóz polityczny się mylił.
Krzysztof Stanowski zadawał pytania, które powinny były paść, bo związane z powtarzającymi się wobec kandydatury Rafała Trzaskowskiego wątpliwościami. Pytał wiele o jego niezależność, a raczej zależność od Donalda Tuska, o jego partyjność, uprzywilejowanie w kampanii ze względu na wsparcie, jakie otrzymuje ze strony TVP i niektórych samorządów zapraszających go na spotkania na własny koszt. Cała seria pytań dotyczyła też Warszawy i polityki mieszkaniowej stolicy.
Czytaj też: Głosy martwych dusz. Cała prawda o podpisach na listach poparcia. Tylu fałszerstw jeszcze nie było
Flipper Nawrocki
W zasadzie wszystkie miny udało się Trzaskowskiemu rozbroić, a granaty odrzucić. Odpowiedzi były rzeczowe i przekonujące. Dla przykładu: dlaczego Warszawa zbudowała toaletę za 600 tys. zł? Dlatego, że była postulatem budżetu obywatelskiego, a koszt wynika z długiego odcinka kanalizacji oraz instalacji wodnej, którą trzeba było zbudować. Dlaczego Muzeum Sztuki Nowoczesnej było takie drogie i brzydkie? W środku jest piękne, a wysoki koszt budowy wynika z faktu, że pod spodem krzyżują się dwie linie metra, co wymusiło zastosowanie specjalnych zabezpieczeń. Dlaczego Warszawa wysiedla lokatorów kamienic, by sprzedawać ich mieszkania? Faktycznie przesiedlono ok. 40 rodzin – za ich aprobatą – do innych mieszkań, aby sprzedać mieszkania zbyt duże do racjonalnego wykorzystania komunalnego. Kwoty uzyskane ze sprzedaży zasilają budżet mieszkaniowy miasta.
I właściwie wszystkie zarzuty doczekały się odpowiedzi na takim poziomie rzeczowości i wiarygodności. Na przykład te związane z budową i funkcjonowaniem bariery na granicy z Białorusią czy paktu migracyjnego. Prawicowi wyborcy mogą być spokojni – nie muszą głosować na „flippera” Nawrockiego, żeby mieć szczelną granicę i gwarancję, że nie będzie „relokacji migrantów”. Mogą w dniu wyborów zostać w domu, a migranci i tak nie przyjdą.
Retoryka „PiS light” brzmiała w ustach Trzaskowskiego wiarygodnie, bo dobrze komponowała się z jego „filozofią rządzenia”, ugruntowaną na doświadczeniach samorządowca. A filozofia ta jest następująca. Krajem trzeba rządzić tak jak miastem. W mieście są różni ludzie, a prezydent musi służyć wszystkim bez względu na te różnice. Troszczy się i o Centrum Myśli Jana Pawła II, i o organizacje LGBT. Jako głowa państwa będzie postępował podobnie, tyle że w skali ogólnokrajowej. Prezydent nie może być dyktatorem ani cenzorem, rządzić przez telefon, ale nie może też być na telefon. Musi być niezależny, ale powinien być przyjazny rządowi i konstruktywnie z nim współpracować. Jego rolą jest widzieć dalej i szerzej niż rząd oraz mobilizować rząd do działania dalekosiężnego i skoordynowanego. Prezydent sam nie rządzi, ale może proponować dobre rozwiązania i negocjować z rządem ich wprowadzenie – zwłaszcza w obszarach o strategicznym i długookresowym znaczeniu, np. w dziedzinie nowych technologii albo budowy infrastruktury zapewniającej niezależność energetyczną i bezpieczeństwo.
Podkast: Ostatnia prosta kampanii: tematy i wnioski. Teraz kandydaci łowią poza „żelazną podłogą”
Trzaskowski: polityk środka
Koncepcja Trzaskowskiego polega na łączeniu funkcji moderatora dialogu społecznego, gwaranta utrzymania strategicznych procesów rozwojowych, strażnika długoletnich projektów o znaczeniu cywilizacyjnym i reprezentanta polskich interesów na arenie międzynarodowej. I trzeba przyznać, że prezydent Warszawy potrafi przekonywać, iż ma odpowiednie doświadczenie i kompetencje, aby wszystkie te funkcje jako prezydent państwa dobrze wykonywać.
Kto nie lubi Trzaskowskiego, uważając go za rzecznika elit, polityka salonów i kosmopolitę niedbającego ani o potrzeby zwykłych ludzi, ani o pozycję i godność Polski, a raczej już o uznanie „zagranicy”, ten mógł się przekonać, że są to niesprawiedliwe uprzedzenia. Rafał Trzaskowski to polityk środka, a przy tym doświadczony, kompetentny i niepozbawiony osobistego uroku.
Warto było obejrzeć tę jego nieco asymetryczną rozmowę z Krzysztofem Stanowskim, aby przekonać się, że tylko jakaś nieprzewidywalna katastrofa mogłaby odebrać mu zwycięstwo. Intelektualna i moralna przewaga Rafała Trzaskowskiego nad Karolem Nawrockim jest wprost druzgocąca. Ale ludzie przecież nie są głupi.